Dziennik Weroniki
Weronika smażyła kotlety, gdy do kuchni wszedł mąż. „Weroniko, musimy porozmawiać”, powiedział stanowczo Marek. „Mów”, rzuciła kobieta, nie odrywając wzroku od patelni. „Może usiądziesz i wysłuchasz mnie normalnie?” w głosie Marka zabrzmiała irytacja. „Nie mam czasu, muszę pilnować kotletów”, odparła. „Co chciałeś mi powiedzieć?” Marek zawahał się, szukając słów. „Poznałem inną kobietę Odchodzę od ciebie!” „Gratuluję. Naprawdę się cieszę!” odpowiedziała spokojnie Weronika. „Gratulujesz? Cieszysz się?” mężczyzna spojrzał na żonę z niedowierzaniem. Nie miał pojęcia, co w tej chwili knuła Weronika.
„Szczerze mówiąc” przyjaciółka zamilkła na chwilę, jakby bała się powiedzieć za dużo. „Nadal nie rozumiem, jak mogłaś się na to zdecydować? To przekracza wszelkie granice, Weroniko!”
„Granice czego? Dobra czy zła?”
„No wiesz, zależy, z której strony spojrzeć.”
„Niezależnie, jak spojrzysz” uśmiechnęła się Weronika. „Liczy się wynik. A mój jest doskonały. Dostałam to, czego chciałam!”
„Mimo wszystko” przyjaciółka posmutniała. „Negatywne konsekwencje na pewno nadejdą”
„Nie zapeszaj!” Weronika nie wytrzymała. „Jak nadejdą, wtedy się tym zajmiemy. Teraz mam czas na euforia i prawdziwe zwycięstwo! Więc nie psuj mi humoru!”
Przyjaciółka obrażona wzruszyła ramionami i odwróciła się, udając, iż bardzo zainteresował ją widok za oknem.
***
Wszystko zaczęło się tego wieczoru, gdy Marek wrócił z pracy i, ukrywając zakłopotanie, powiedział: „Musimy porozmawiać”
Weronika wewnętrznie się skuliła. Czekała na to od dawna. I oto nadszedł ten moment.
„Mów” rzuciła, przewracając kotlety na patelni.
„Może usiądziesz i wysłuchasz normalnie?” w głosie Marka zabrzmiała niecierpliwość. „Czy mam rozmawiać z twoimi plecami?”
„Nie mam czasu, kochanie” odparła spokojnie Weronika. „Za chwilę Krzyś się obudzi i zacznie wołać: mamo, to, mamo, tamto. Więc nie marnujmy czasu. Co chciałeś powiedzieć?”
„Ja” Marek zająknął się, szukając słów. „Poznałem inną kobietę”
„I?” Weronika choćby się nie odwróciła. „Co dalej?”
„Wyłącz tę patelnię!” krzyknął Marek, tracąc cierpliwość. „Słyszysz, co mówię?! Kocham inną kobietę!”
„Słyszę” Weronika w końcu spojrzała na męża. „Gratuluję.”
„Co?!” Marek był w szoku. Spodziewał się płaczu, krzyku, ale nie obojętności.
„Ciszej, proszę, przestraszysz dzieci” głos Weroniki był spokojny, jakby nic się nie stało.
„Wiedziałaś?” wyszeptał Marek.
„Nie, nie wiedziałam” Weronika lekko pokręciła głową. „Ale domyślałam się.”
„Domyślałaś się?”
„Oczywiście. A ty byś się nie domyślił, gdybym wracała z pracy kilka godzin później? Gdybym ciągle chowała telefon? Spała w innym pokoju pod byle pretekstem? Marek, każdy czuje, gdy ktoś go już nie kocha”
„W takim razie dlaczego milczałaś?” zapytał, nieco się uspokajając.
„Cóż, wiesz” Weronika przebiegle zmrużyła oczy. „To ty oświadczyłeś się, to ty chcesz zniszczyć rodzinę.”
„Po co to robisz?”
„A jak? Gdybyś chciał tylko się zabawić, dalej byś ukrywał swoje romanse. Skoro zacząłeś tę rozmowę, znaczy, iż podjąłeś decyzję. Więc mów śmiało”
Marek patrzył na żonę i nie poznawał jej. Tyle spokoju, godności. Spodziewał się łez, a zamiast tego dostał zimną kalkulację.
„Krótko mówiąc, mam propozycję”
„Bardzo ciekawe” Weronika usiadła na taborecie i wpatrzyła się w męża.
„Obliczyłem Mamy kredyt Ty sama go nie spłacisz, choćby z alimentami”
„A kwestię rozwodu już omówiliśmy?” w głosie Weroniki zabrzmiał metaliczny ton.
„Co tu omawiać?” machnął ręką. „Przecież wiadomo, iż mi nie wybaczysz.”
„No tak” uśmiechnęła się. „Znasz mnie jak własną kieszeń”
„Właśnie o to chodzi” Marek znów nie zauważył podstępu. „Będzie lepiej, jeżeli ty się wyprowadzisz do swojego kawaleraka, a ja zostanę tutaj.”
„A dzieci?”
„Co dzieci? Oczywiście, iż jadą z tobą.”
„Czyli ja z dwójką dzieci będę mieszkać na osiemnastu metrach, a ty z nową miłością w naszym trzypokojowym mieszkaniu?”
„No właśnie. Przecież sama nie dasz rady z kredytem. Ja zawsze go spłacałem.”
„Rozumiem” Weronika wstała. „Muszę się zastanowić.”
Wyszła na balkon.
„No dobrze, myśl sobie” zaśmiał się Marek, myśląc: „Co tu myśleć? Typowe kobiece wymysły.”
Gdy Weronika była na balkonie, Marek nałożył sobie kotletów, ziemniaków z garnka i zabrał się za jedzenie.
Nie zdążył skończyć.
„Zgadzam się” oznajmiła Weronika, wracając. „Ale pod jednym warunkiem.”
„Jakim jeszcze?” uśmiechnął się pobłażliwie.
„Zostaniesz w tym mieszkaniu ze swoją nową miłością i naszym synem. Ja z córką się wyprowadzam.”
„Co?!” twarz Marka wykrzywiła się ze zdumienia. „Chcesz podzielić dzieci?!”
„Tak. Co w tym złego?” odparła spokojnie. „Dzieci są wspólne, odpowiedzialność też. Niech syn, o którym tak marzyłeś, zostanie z tobą. Córka ze mną. Uważam, iż to sprawiedliwe.”
„Zwariowałaś?! Dzieci to nie meble!”
„Oczywiście” Weronika była nieugięta. „Dlatego ja mam się męczyć do końca życia, a ty będziesz odpoczywał? Nie, tym razem nie ugnę się.”
„Przecież będę płacił alimenty! I pomagał Jak będę mógł”
„Oczywiście. Ty mi, ja tobie. Robiliśmy dzieci razem, wychowamy je razem. Nie chcesz syna, weź córkę. Starsza, będzie łatwiej. Widzisz, idę ci na rękę.”
„Wiedziałem,




![[EN & UKR ]…](https://i2.wp.com/migranciwpolsce.pl/wp-content/uploads/2025/12/595791035_1337730111730960_6957411931236198999_n.jpg?ssl=1)






