Wielu potępi mnie za to, co zrobiłem, ale ja wciąż wierzę, iż postąpiłem słusznie

twojacena.pl 3 miesięcy temu

Moja córka Weronika, chodziła do trzeciej klasy. Razem z żoną, pracowaliśmy w przedsiębiorstwach, do których trzeba było przychodzić na ósmą rano. Mieszkamy w dużym mieście i baliśmy się puszczać córkę samą do szkoły. Razem z żoną, na zmianę, zaprowadzaliśmy ją na lekcje przed ósmą, mimo iż zajęcia zaczynały się o dziewiątej. Drzwi szkoły były otwarte i byli tam już inni uczniowie, w tym jej koledzy z klasy. W holu stał ochroniarz, a na świetlicy, w telewizji, leciały kreskówki. Byliśmy więc o nią spokojni.

Pewnego razu, Weronika poskarżyła się, iż chłopak z czwartej klasy ją zaczepia i rzuca jej plecakiem. Początkowo postanowiliśmy się nie wtrącać, dzieci same sobie poradzą. Jednak na tym się nie skończyło. Chłopiec zaczął bić naszą córkę i inne dzieci, które przyszły wcześniej. O dziwo, ochroniarz nie zareagował na tę sytuację. Żona Posza do wychowawczyni z naszej klasy i poskarżyła się jej, a ona postanowiła porozmawiać z chłopca wychowawcą, ale sytuacja tylko się pogorszyła. Zaczął jeszcze bardziej dokuczać Weronice.

Kiedy sprawa trafiła do dyrektorki, ta powiedziała, iż nie może nic zrobić, tylko zabronić wchodzić dzieciom do szkoły, godzinę przed lekcjami. Pozwoli im wtedy wejść, kiedy przyjdą nauczyciele. Jedyne, co przyszło mi w tym momencie do głowy, to odpłacić złem za zło. Zacząłem uczyć córkę, jak się bić. Było to dość łatwe, bo od dwóch lat chodziła na treningi z tańca, dużo ćwiczyła, robiła więcej podciągnięć na drążku, niż ja. Zacząłem więc pokazywać jej techniki samoobrony. Wiedząc, jakie wrażenie robi widok krwi, poradziłem Weronice, by uderzyła go mocno w nos. Ona nie boi się krwi, myślimy choćby o wysłaniu jej do szkoły medycznej. Przez siedem dni szkoliłem ją i razem ćwiczyliśmy ciosy, które miała zadawać, w odpowiedzi na chłopaka zaczepki.

Następnego dnia, wróciła ze szkoły cała rozpromieniona. Poranek mojej córki, rozpoczął się od obelg ze strony kolegi, po których nastąpiły ciosy. Moja córka słusznie uznała, iż czas się odegrać i uderzyła go w nos. Cios był celny, krew wypłynęła strumieniem. Chłopak został zabrany do centrum medycznego. Dyrektorka zadzwoniła do jego rodziców, oni pobiegli do szkoły i wraz z wychowawcą klasy, udali się do klasy Weroniki. Rodzice natychmiast próbowali upomnieć moje dziecko, ale uczniowie, jeden po drugim, zaczęli podnosić się z ławek i mówić, iż on ich obraża. Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze. Chłopiec od tamtej pory przychodzi do szkoły i siedzi cicho w kącie, grając na tablecie. Moja córka nie użyła już swojej siły, jest spokojną i nieśmiałą dziewczyną.

Wiele osób potępi mnie za moje postępowanie, ale ja przez cały czas uważam, iż postąpiłem słusznie i nie czuję się winny. Niektórzy poradziliby mi, żebym poszedł do psychologa. Jednak z własnego doświadczenia wiem, iż takie problemy, trzeba czasem rozwiązywać samemu. Nie mogę pozwolić na to, by moja ukochana córka, była dla kogoś workiem treningowym. Nie musicie brać ze mnie przykładu, ale moje zachowanie, może być przydatne dla kogoś w podobnej sytuacji. Uważam, iż postąpiłem słusznie.

Jakie jest Wasze zdanie? Czy w tej sytuacji, ojciec rzeczywiście podjął adekwatną decyzję?

Idź do oryginalnego materiału