Dla tych, którzy nie wiedzieli, jak się to robi, opowiadamy: myjemy buty prawidłowo. Najpierw szczotką o szorstkich włoskach usuwamy główną warstwę brudu i kurzu. Następnie czystą ściereczkę namaczamy w ciepłej wodzie i dokładnie przecieramy całą powierzchnię buta. Na końcu dzięki roztworu proszku i mydła pozbywamy się resztek brudu. Wydaje się, iż to powszechnie znana informacja, ale niektórzy dorośli wciąż jej nie opanowali. Dlaczego? Nadopiekuńczość rodziców i ogólna niekompetencja. I takich, uwierz nam na słowo, jest dużo.
Pozostały dwa pytania. Pierwsze: dlaczego niektórzy rodzice nie potrafią “odciąć pępowiny” i w końcu dać swoim dzieciom wolność, by mogły wyjść w wielki świat? I drugie: z jakiego powodu dzieci, choćby w dość dojrzałym wieku, nie potrafią odłączyć się od swoich mam i tat, by samodzielnie nauczyć się zarządzać własnym życiem? Może to jest zakodowane w genach. A może objawia się stopniowo, z czasem. To znaczy, winna jest wychowanie. A ty sam jak uważasz, w czym tkwi przyczyna takiego zachowania?
Mimo iż wyszłam za mąż stosunkowo niedawno, prawie wszystko wiem o rodzinie mojego męża. Nic dziwnego, bo przed ślubem spotykaliśmy się około 5 lat. I przez cały ten czas musiałam się komunikować z moją przyszłą teściową, której nie nakarmić, jedyne co robić to pocierać po jej języku o czymkolwiek. Nie to, żebym miała do niej jakieś pretensje, po prostu chcę maksymalnie jasno przedstawić wszystkie podstawowe informacje. A sedno mojego problemu – kłopoty w życiu małżeńskim.
Tak więc, kiedy spotykałam się z Wawrzyncem, wszystko było jeszcze w porządku. Mieszkałam w akademiku, studiowałam w lokalnym instytucie. Walenty też studiował, ale nie wynajmował mieszkania, a mieszkał z matką i siostrą. Jest miłym facetem i zawsze taki był. Wiesz, taki człowiek, który nigdy nie zaczyna kłótni. Co więcej, z nim jakoś się nie chce kłócić. Taki jest, miękki, jasny, wcale nie agresywny. I bardzo, bardzo szczery.
Takiego męża wychowała matka, to wiem na pewno. Jego siostra, Łucja, jest trochę innego typu. Oczywiście poszła w ślady ojca. Łucja też jest całkiem miłą osobą, ale każda nasza rozmowa w jakikolwiek sposób dotyczy tej samej tematyki: jak chce wyprowadzić się z macierzystego mieszkania, ale nie może z powodu wieku i możliwości finansowych. Kiedyś jej choćby nie rozumiałam, ale teraz – bardziej niż kiedyś. Chciałabym, żeby jej kaprysy nie zagrały jej w przyszłości nieciekawą rolę.
Jak już mówiłam, przed ślubem ja i Walenty mieszkaliśmy osobno. A po ślubie przeprowadziłam się do mieszkania rodziny Walentego. Mają tam duże mieszkanie, jest wystarczająco miejsca. I nikt nie był przeciwko, uwierzcie, nie jestem z tych, których nazywa się imigrantami. Kopytka za kopytką, moglibyśmy sami wynająć sobie mieszkanie. Ale trzeba patrzeć prawdzie w oczy, oszczędzanie na wszystkim w naszym wieku po prostu nie jest atrakcyjne. A także, jeżeli jest taka możliwość, nie ma potrzeby tego robić. Mamy ogromny pokój dla dwojga, wszystkie udogodnienia. Więc gdzie może tkwić problem?
Problem u mojej teściowej, widzisz, polega właśnie na niej. Ona do dziś nie chce moralnie uwolnić swojego syna. Tzn. tak. Wie, iż ma żonę i choćby pracę. W tym względzie wszystko jest w porządku. Ale czy to z lenistwa, czy z nadmiaru uczuć, wszystko swoje wolne czas poświęca Walentemu. A dokładniej, jego obsługiwaniu. Na przykład wczoraj umyła mu buty. Wstała o pół do siódmej rano i umyła je. Przypadkowo coś zrzuciła z półki i obudziła nas wszystkich. Zapytam ją, dlaczego to robi, i jeszcze w takim czasie. A ona odpowiedziała, iż skoro żona nie radzi sobie, niech ona będzie wsparciem.
Nie wiem nawet, czy mam traktować jej słowa jako pretensję wobec mnie, czy nie. Bo podobnych przykładów jest mnóstwo, i nie wszystkie są ze mną związane. Była sytuacja, gdy spędziła cztery godziny na tym, żeby pojechać na drugi koniec miasta, kupić tam ogromną rybę. A potem cały dzień ją nadziewać według jakiegoś skomplikowanego przepisu. Po co? Po prostu niedawno Walenty przypomniał sobie, jak pierwszy raz spróbował takiej ryby na urodzinach kogoś z krewnych. Więc teściowa pomyślała o powtórzeniu tego dania. Po prostu tak, bez powodu.
Była też sytuacja, kiedy osobiście umyła całe swoje ogromne mieszkanie, używając środków dezynfekujących, tylko dlatego, iż Walenty zaczął kichać. Pomyślała, iż to może być koronawirus. Na szczęście, w te dni wcale nie byłam w mieście, jeździłam do domu do swoich rodziców. Więc możecie zrozumieć, iż prawdopodobnie moja teściowa nie ma do mnie żadnych urazów. Po prostu jest taka.
Jednak przez cały czas uważam to za problem. Ale nie tylko dlatego, iż mama mojego męża tylko raz nie zagląda mu w jedno miejsce. Rzecz w tym, iż on sam nie ma nic przeciwko takiemu podejściu do siebie. Dorosły facet, chciałabym powiedzieć „mężczyzna”, ale nie będę. W takim przypadku musiałabym nazywać siebie „kobietą”, a ja tego nie chcę, jestem jeszcze dziewczyną. Ale mimo to. Walenty ma już taki wiek, kiedy warto się zastanowić nad oddzielnym mieszkaniem i dziećmi. A on, jak widzę, sam nie ma nic przeciwko, żeby mu poduszkę wybiwano.
Nie myślcie, iż po prostu chcę więcej uwagi i wszelkich przyjemności. Wiem, teraz jest popularny temat, kiedy demaskują kobiety, które od mężczyzn potrzebują tylko pieniędzy i prezentów, w zasadzie nic więcej. Ja nie jestem taka, sama pracuję, choć zarabiam trochę mniej niż mąż. Ale część pensji, jak on, przeznaczam na usługi komunalne i na jedzenie. Więc trudno mnie nazwać pasażerką.
I mimo wszystko na tym etapie takie życie mnie nie satysfakcjonuje. Trudno dzielić męża jeszcze z kimś. A także podejrzewam, iż kiedy mnie nie ma, teściowa na pewno pyta Walentego o wszystkie nasze sekrety. Tylko strach jak ona kocha. Kto może to tak wytrzymać? Ja już się trochę zmęczyłam.
Co jeszcze jest interesujące, to powód odejścia ojca Walentego z rodziny. On w zasadzie nie lubi o tym mówić. Ale jego mama nie przegapi okazji, żeby zmyć wszystkie kości byłemu. I powiedzieć, jaki jest nieżyczliwy człowiek. I jaki, okazuje się, szorstki i twardy. Chociaż zostać w mieszkaniu, które oboje kupili, miała sumienie. choćby nie wiem, gdzie się przeprowadził, o tym rodzina mojego męża podejrzliwie milczy.
Z jednej strony, można jeszcze pożegnać się, wytrzymać. Chociaż osobiście nie widzę w tym żadnego sensu. Przeprowadzenie się na wynajmowane mieszkanie też byłoby możliwe, ale dokładnie wiem, iż po pierwsze, to będzie skandal, a po drugie, teściowa i tak się do nas dotrzyma. Nie idź do babci. Co zostaje, rozwód? Nie wiem, nie spodziewałam się, iż Walenty okaże się takim synem matki. Tyle czasu przed ślubem o tym nie myślałam, ale miniony rok wiele poukładał. Chociaż go kocham i nie chcę od niego odejść.
Ogólnie, same nerwy i negatywne emocje. Już wcześniej zastanawiałam się nad przyszłymi perspektywami. Ale wczorajsza sytuacja z myciem butów jakoś mnie dokonała. To jest po prostu nienormalne, zgódźcie się. Może powinnam jakoś porozmawiać z przyjaciółmi Walentego, żeby zasugerowali mu moje trudności? Męski kolektyw w końcu. choćby nie wiem, chodzę wszędzie bez nastroju. A chciałabym, żeby wszystko było dobrze. Poza tym, wyszłam za mąż z miłości, a nie po prostu tak, z braku innej opcji.