Budując swoje przyszłe życie i życie własnych dzieci, ludzie starają się osiągnąć sukces poprzez awans w pracy, sport czy twórczość. Ale czasem tak bardzo skupiamy się na pewnych aspektach, iż zupełnie nie zauważamy, jak oddalamy się od tego, co najważniejsze — od naszych bliskich i krewnych. Wartości życia rodzinnego są oczywiście dla wszystkich inne. Ale najważniejsze jest to, co nas łączy: poczucie wspólnoty, pokrewieństwa i przywiązania.
Ile znamy przypadków, gdy rodzice, zajęci karierą, zupełnie nie zwracali uwagi na swoje dzieci. A one wyrastały na chuliganów i darmozjadów. Albo przeciwnie, chcąc “ulepić” z syna czy córki coś wyjątkowego, profesjonalnego sportowca czy baletnicę, niszczyli im życie. Czyniąc z nich niepotrzebnych nikomu dorosłych, zupełnie bez umiejętności przetrwania w dzisiejszych realiach. Mówiąc wprost, zasada “złotego środka” działa zawsze i wszędzie. Trzeba tylko w porę to zrozumieć i zaakceptować.
Pamiętacie bajkę o pracowitej i dobrej dziewczynie, która miała macochę i dwie przyrodnie siostry? Chciała dostać się na bal do księcia, a one chciały jej przeszkodzić? Otóż mój mąż wydaje mi się głównym bohaterem tej historii. Tak, Michał, mój mąż, to prawdziwy Kopciuszek. Ale zrozumcie mnie dobrze, w żadnym wypadku nie naśmiewam się z niego. Po prostu jego własna matka traktuje go gorzej niż pupila. Bardzo to smutne, tak naprawdę.
Opowiem Wam trochę o tym, co wiem o ich rodzinie. Michał rzeczywiście ma dwie siostry, rodzone, a nie przyrodnie. I w dzieciństwie ich troje wychowywano według następującej zasady: mama zajmuje się wychowaniem córek, a ojciec wychowuje syna. Ogólnie nie jest w moim stylu wtrącać się w cudze sprawy, więc czy to dobrze, czy źle w teorii, nie mogę powiedzieć. Ale to, co z tego wyszło w praktyce, to już zupełnie inna sprawa.
Moja teściowa, Ewelina Pawłowska, z zawodu jest pedagogiem. Nauczycielka języków obcych. Trzeba przyznać, iż bardzo dobrą, ponieważ potrafiła w swoim czasie wyrwać się z ram nauczycielki i korepetytorki na pół etatu. Zaczęła naciskać, aby jej córki również uczyły się języków obcych. I, jak to często bywa u ludzi jej profesji, robiła to twardo i z naciskiem. Mąż opowiadał, jak jego siostry nocami ślęczały nad podręcznikami. Nie dojadały i nie dosypiały, będąc w ciągłym stresie. Do czego to doprowadziło?
Młodsza córka, ta bardziej uparta, znalazła sobie adoratora z europejskiego kraju i wyszła za niego za mąż. Bardzo gwałtownie i mimo protestów matki. Wyjechała z ojczyzny i teraz choćby nie chce napisać do kogoś z krewnych. choćby do Michała, choć z nim nigdy nie miała żadnych konfliktów. Osobiście uważam, iż ma po prostu tak złe skojarzenia z własną rodziną, iż jej psychika naturalnie nie akceptuje już żadnego kontaktu z nią. Myślę, iż na jej miejscu postąpiłabym podobnie.
Starsza siostra, mniej ambitna, we wszystkim słuchała matki. Ale kiedy ta po śmierci męża zatrudniła się jako tłumaczka, nie udało jej się powtórzyć jej sukcesów. Też wyjechała za granicę, ale do dziś pracuje nie w swoim zawodzie. Zwykła obsługa, choć w bardzo luksusowym hotelu. Wyobraźcie sobie, siedzicie w pokoju we Włoszech, a do Was przychodzi ktoś posprzątać pokój. Można pomyśleć na początku, iż to zwykła kobieta, może choćby miejscowa. A ona zaczyna zwracać się do Was w pięciu różnych językach i jeszcze kilku dialektach. Taka to już dola.
Z drugiej strony mój nieżyjący już teść był człowiekiem prostym. Pracował przy produkcji mebli. I postanowił nauczyć syna tego samego. Ale nie należy mylić stolarzy z cieślami. XXI wiek nastał. Michał po ukończeniu szkoły wyuczył się potrzebnego i aktualnego zawodu operatora obrabiarek CNC. Dla tych, którzy nie wiedzą: współczesne rzeźbienie w drewnie nie odbywa się manualnie, ale na najnowszych, potężnych maszynach z wykorzystaniem różnych, choćby najmniejszych wierteł. W rezultacie powstaje bardzo precyzyjna praca. Ale do tego wszystkiego trzeba być wyjątkowym specjalistą.
Dzięki teściowi zawód męża żywi naszą rodzinę po dziś dzień i, co więcej, wciąż jest bardzo poszukiwany. Mimo iż cały świat zmierza w kierunku totalnej automatyzacji. Na szczęście mąż zdążył się wyuczyć i zostać specjalistą, zanim serce jego ojca nie wytrzymało. Inaczej choćby nie wiem, jaki los zgotowałaby mu własna matka. Która, nawiasem mówiąc, do tego czasu została osobistą tłumaczką wpływowego biznesmena. Myślę, iż po prostu machnęłaby na syna ręką i przestała o nim pamiętać. Bo w rzeczywistości właśnie taka jest.
Przez te lata, gdy przebywała za granicą, Ewelina Pawłowska zdołała zarobić sobie niezłe pieniądze. To nie tajemnica, bo w tej chwili zajmuje się budową własnego, dwupiętrowego domu. Po co jej on? Pytanie bardzo trudne. Przecież sama jest już w wieku, choć ze zdrowiem ma wszystko w porządku. Odnoszę wrażenie, iż całe życie wysysała energię ze swojej rodziny jak wampir. I teraz nie ma żadnych problemów ze samopoczuciem.
Z jedną córką teściowa nie rozmawia. Drugiej sama nie chce znać. A obie są daleko od rodzinnego domu. Z kim więc przychodzi jej się kontaktować? Oczywiście, z jedynym synem. No i z nami wszystkimi przy okazji. Tylko iż ja nie nazwałabym tych relacji kontaktem. Powtórzę, ona swojego psa kocha bardziej niż własnego syna. I choćby nie stara się tego jakoś ukryć. Do mnie i naszej córki ma swoje podejście — teściowa po prostu udaje, iż nas nie ma. choćby nie patrzy w oczy.
Jeszcze smutniejsze w tej historii jest to, iż Michał jakby sam nie zauważa słonia w składzie porcelany. Po odejściu jego ojca Ewelina Pawłowska jest dla niego prawdziwym bóstwem. I nic nie może zachwiać jego wiary w to bóstwo. A kaprysów moja teściowa ma pod dostatkiem. Ciągle czekam, kiedy ogłosi się królową albo cesarzową. Najczęściej chodzi o pracę przy budowie jej domu. Wszyscy jej pracownicy to w pewnym stopniu znajomi lub koledzy mojego męża. Więc w razie czego — to na niego spadają wszelkie problemy. jeżeli chodzi o płatności, to ta sama historia. Procent zniżki jest po prostu absurdalny. Boję się pomyśleć, ale nie zdziwię się, jeżeli Michał im dopłaca z naszego budżetu.
W pozostałym zakresie mój mąż istnieje dla własnej matki w roli “przynieś-podaj”. Drobne usługi, wszystko w tym duchu. Kilka razy przyszła do nas, a choćby wnuczce nie przyniosła żadnej zabawki czy innego prezentu. A na ostatnie urodziny męża przyniosła kinkiet. Wadliwy. Czy trzeba mówić, iż to był jej własny zakup do domu, którego sklep odmówił przyjęcia z powrotem? I Michał był jej za to bardzo wdzięczny. Owinął lampę w trzy warstwy folii bąbelkowej i ostrożnie wyniósł na balkon. Już potem, gdy teściowa wyszła. Powiedział, iż przyda się na przyszłość. Widocznie w przyszłości ludzie będą mogli naprawiać fabryczne wady własnymi siłami, nie wiem.
Bardzo mi przykro, iż nie wiem, co dalej robić i jak dać mężowi do zrozumienia, iż te relacje mi nie odpowiadają. Dla mnie wartości życia rodzinnego nie polegają na tym! Będę musiała znosić tę kobietę jeszcze długo. Widzę wyraźnie, iż organizm posłuży jej jeszcze przez wiele lat. Może też powinniśmy pomyśleć o przeprowadzce? To przecież nie jest normalne, iż widzę męża tylko przez kilka godzin dziennie. I zabiera mi go nie jakaś kochanka, co byłoby przynajmniej mniej absurdalne, ale jego własna zgorzkniała i bezduszna matka!