Taniu, nie gniewaj się na mnie, ale nie zamieszkam z tobą.
A może spróbujemy, Wojtku? Tania patrzyła na niego niemal bez mrugnięcia, a na jej policzkach pojawił się rumieniec.
Powiedziałem już wszystko, Tatiano
Irena Dąbrowska przyszła na świat, gdy Wojciech był w pierwszej klasie. Pamiętał jej matkę, słynną w okolicy piękność Krystynę, z ogromnym brzuchem, i dumnego ojca Marka. Potem Krystyna wypychała z bramy wózek, do którego tak chciał zajrzeć Wtedy wydawało mu się to cudem.
Wojciech dorastał, a Irenka rosła. Oto wybiega już z bramy rodzinnego domu w jaskrawej sukience, z wielką kokardą na jasnych włosach. Bawi się z koleżankami, urządzając domek przy płocie. Wojciech widział to wszystko przez okno swojego domu, który stał dokładnie naprzeciwko posesji Dąbrowskich.
Wojtku, odprowadzisz Irenkę, proszę? poprosiła pewnego dnia Krystyna.
I Wojciech się nie sprzeciwił. Tak oto przez prawie rok opiekował się pierwszoklasistką Irenką.
Najpierw chodzili do szkoły w milczeniu, aż w końcu Irenka nie wytrzymała i zaczęła opowiadać mu różne swoje historie albo zdarzenia z lekcji. Lekcje Irenki kończyły się wcześniej, więc cierpliwie czekała, aż Wojciech skończy.
Czasem Wojciech wracał do domu w towarzystwie kolegów z klasy, a Irenka maszerowała razem z nimi. Przyzwyczaił się już i codziennie rano czekał na towarzyszkę pod bramą, a gdy wychodziła, brał ją za rękę i tak szli do szkoły.
Następnego roku we wrześniu Irenka poprosiła cichutko, żeby pozwolił jej iść z koleżankami. Teraz dziewczynki szły przodem, a Wojciech trzymał się w pewnej odległości, gotowy w każdej chwili przyjść z pomocą. I jakżeby inaczej okazja się nadarzyła.
Na drodze pojawił się gąsior. Sycząc, wyginał szyję, trzepotał skrzydłami, a dziewczynki bały się przejść. Wojciech stanął między nimi a ptakiem, i z piskiem przebiegły obok.
Rok później Wojciech wyjechał do większej sąsiedniej wsi, gdzie była szkoła średnia, i przyjeżdżał tylko na weekendy i wakacje. Irenka jakby zapomniała, kim jest mijała go, spuszczając oczy, choćby nie witając się.
Potem Wojciech dostał się do szkoły morskiej i przyjeżdżał do domu jeszcze rzadziej.
Mamo, kto to, Irenka?! Wojciech oderwał się od kolacji. Z bramy Dąbrowskich wyszła wysoka, zgrabna młoda piękność.
Nasza Irenka! mama też spojrzała przez okno i uśmiechnęła się.
Kiedy ona tak zdążyła? szczerze zdziwił się Wojciech.
Czas przyszedł westchnęła mama jakoś ciepło. Patrzę i za każdym razem cieszę się, najlepsze cechy po rodzicach odziedziczyła!
Potem jeszcze kilka razy widział Irenkę ukradkiem na szczęście firanka w oknie maskowała jego spojrzenia.
Oto wychodziła z wiadrami na koromysłach do studni, a wiatr tak akuratnie rozchylił jej bluzkę na smukłym ciele
Pewnego ranka Irenka w eleganckim garniturze poszła zdawać egzaminy Wojciechowi znów zachciało się ją odprowadzić
Ale ostatnią kroplą był jej głos. Wojciech usłyszał go, gdy pomagał ojcu naprawiać płot: *Na taki głos poszłabyś choćby na koniec świata!*
Pewnego dnia, wychodząc z rodzicielskiej bramy z wiadrami po wodę, spotkał ją przy studni.
Dzień dobry! pierwsza przywitała się Irenka, znów przeszywając Wojciecha na wskroś.
Cześć, Irenka odpowiedział Wojciech, jakoś nieswojo.
Wiadra napełniały się powoli, a on nie mógł wymyślić, o czym z nią pogadać
W tamtą podróż wracał z jakąś ukrytą tęsknotą. Wydawało mu się, iż w końcu się zakochał.
Potem była przysięga i przydział Wojciech trafił do Gdańska.
***
Następnym razem Wojciech jechał do domu już z nadzieją. Marzyło mu się, iż właśnie teraz wyzna Irence W końcu wiek już odpowiedni
Pierwszego dnia wysypiał się po drodze, a potem zaczęły się pracowite dni. Ojciec, jak zwykle, miał plan maksymalnego wykorzystania dodatkowej siły roboczej.
Już drugiego dnia pojechali do lasu po drewno, potem trzeba je było porąbać i ułożyć w drewutni.
Śpiesząc się, by w krótkim urlopie Wojciecha zrealizować wszystkie punkty planu, ojciec przygotował wymianę dolnych belek w łaźni. Potem trzeba było jeszcze przerobić framugę i położyć nową podłogę.
Na koniec ojciec postanowił wymienić podłogę w oborze Tak minęły dwa tygodnie.
Wojciech od czasu do czasu zerkał na sąsiednią bramę, zwykle zamkniętą. Wychodzili z niej czasem Krystyna lub Marek, ale Irenki nie było widać.
Mamo, a gdzie Irenka? odważył się zapytać pewnego dnia.
Na studia poszła. W mieście teraz mieszka odpowiedziała mama.
I tak Wojciech wrócił do Gdańska z pustymi rękami.
Gdy przyjechał rok później, zobaczył Irenkę tylko raz i nie podobało mu się to. Znów stał się mimowolnym obserwatorem zza tiulowej zasłony.
Szła z jakimś wysokim wiejskim chłopakiem. Gadającym, żartującym i śmiejącym się z własnych dowcipów, a Irenka patrzyła na niego z irytującą Wojciecha sympatią.
Potem dowiedział się, iż Irenka wyszła za niego za mąż i mieszkają w powiatowym mieście.
Wojciech, regularnie odwiedzając rodziców, czasem ją widział i, co gorsza, słyszał.
Wojtku, przestań już się męczyć, nie jesteś chłopcem mama chyba dawno domyśliła się jego bólu.
A co, widać?
A jakże niewidać? Widzę, jak na nią patrzysz. Znalazłbyś sobie tam w Gdańsku kogoś, może byś się uspokoił Jak to mówią: *Dobra Kasia, ale nie nasza!* Nie myśl o niej, nie dręcz serca!
Staram się nie myśleć, ale myśli same przychodzą
***
Wojciech przyjeżdżał coraz rzadziej. Służba rzucała go po całym kraju, głównie do odległych garnizonów.
Nie miał argumentów jako kawaler, a teraz sam szukał miejsc, gdzie byłoby najciężej Jakby chciał się ukarać za coś.
Tak przegapił pogrzeb ojca, i choć się st






