Ślub mojej córki miał być niezapomniany, ponieważ staraliśmy się zorganizować wszystko na najwyższym poziomie. Wszyscy goście zasiedli już przy stołach, a wieczór dopiero zaczynał nabierać rozmachu.
Goście żywo rozmawiali, dzielili się planami na przyszłość, śmiali się, a ja, siedząc na swoim miejscu, patrzyłam na szczęśliwą córkę, która w swojej ślubnej sukni z uśmiechem na ustach opowiadała, jak bardzo jej się poszczęściło znaleźć swoje szczęście.
Nagle pod nasz dom podjechał samochód, a z niego wysiadł mężczyzna, którego ledwo poznałam. To był Andrzej, mój były mąż.
Jego pojawienie się było tak efektowne, iż wszystko wokół jakby zamarło. Goście przestali rozmawiać, muzyka ucichła, a ja, nie dowierzając własnym oczom, patrzyłam na niego.
Podszedł do młodej pary, uśmiechnął się, a potem wręczył im klucze od nowego mieszkania. Wszyscy, choćby ja, zamilkliśmy z zaskoczenia. Andrzej nie był już tym młodym chłopakiem, z którym kiedyś planowaliśmy wspólną przyszłość.
Teraz przede mną stał dojrzały mężczyzna, który patrzył na mnie spokojnie, bez cienia nostalgii czy czegokolwiek podobnego.
Po wręczeniu prezentu podniósł kieliszek i powiedział:
– Dzieci, odnaleźliście się w tym ogromnym świecie, dbajcie o to, co macie. Szukajcie porozumienia, kierujcie się miłością, bo znaleźć jest trudno, a stracić – bardzo łatwo.
Te słowa były tak proste i prawdziwe, iż z trudem oddychałam z powodu emocji. Brzmiały w mojej duszy jak dźwięk dzwonu.
Córka zaprosiła go do stołu, ale Andrzej został z nami tylko na kilka minut. Po podziękowaniu za powitanie i ponownym złożeniu życzeń młodej parze, podszedł do mnie, spojrzał mi w oczy i powiedział:
– Jadę. Dziękuję za ciepłe przyjęcie. Może kiedyś jeszcze porozmawiamy.
I zniknął tak szybko, jak się pojawił. Kilka sekund – i już go nie było. Zostałam siedząc przy stole, patrząc na gości, a wspomnienia zaczęły napływać.
Zrozumiałam, iż od momentu rozwodu z Andrzejem nic o nim nie wiedziałam, nie interesowałam się jego życiem. On też nie zwracał na mnie uwagi.
Dlaczego więc przyjechał teraz? Dlaczego akurat na ślub naszej córki? Przez te wszystkie lata nie pojawiał się w naszym życiu, a teraz, po tylu latach, wrócił. I wyglądał inaczej niż kiedykolwiek wcześniej: był człowiekiem sukcesu, pewnym siebie, z własnym biznesem i choćby z nowym mieszkaniem dla naszej córki.
Patrzyłam na moją szczęśliwą córkę i znów zanurzyłam się w wspomnieniach. Ile przeżyłam z Andrzejem i ile niewypowiedzianych słów pozostało między nami.
Przypomniałam sobie, jak silna była moja miłość do niego w młodości. Byłam gotowa oddać wszystko dla naszego szczęścia, wszystko, co miałam. Ale, tak jak moja córka dziś, ja też marzyłam o wspólnej przyszłości z nim.
W naszym przypadku wszystko poszło inaczej. Nie potrafiliśmy się porozumieć, zrozumieć nawzajem, a choćby gdy można było po prostu porozmawiać i rozwiązać problem, wybraliśmy rozwód. Nie zrobiliśmy tego małego kroku – nie przebaczyliśmy sobie nawzajem.
Córkę wychowywałam sama. To nie było łatwe. Czasami trudno wytłumaczyć, dlaczego tak się stało.
Wyjechałam do Szwecji do pracy, żeby zapewnić jej lepszą przyszłość, urządzić dom i odbudować go po trudnych chwilach, które musiałam przeżyć.
I teraz, stojąc w centrum swojej nowej rodziny, znów nie mogłam znaleźć spokoju.
Kilka dni później, kiedy emocje trochę opadły, postanowiłam porozmawiać z córką. Powiedziałam jej:
– Anno, chciałabym z tobą porozmawiać. Zadzwoń, proszę, do ojca i zaproś go do nas jeszcze raz.
Córka spojrzała na mnie zdziwiona, ale w jej oczach zobaczyłam zrozumienie. Zrozumiała, iż to dla mnie ważne. Już po kilku godzinach Andrzej znów do nas przyjechał, tym razem bez żadnych pokazowych gestów.
Usiedliśmy przy stole w małym rodzinnym gronie. Córka z mężem niepostrzeżenie zostawili nas samych. Patrzyłam na Andrzeja, na jego spokojną postać, i zapytałam:
– Dlaczego tak łatwo z nas zrezygnowałeś? Dlaczego nie próbowałeś zostać? Mogliśmy razem stworzyć szczęśliwą rodzinę, dlaczego odszedłeś?
Andrzej spojrzał na mnie i po chwili odpowiedział:
– Bo mnie zraniłaś i nie przeprosiłaś.
Długo czekałem, aż zrobisz pierwszy krok, ale to się nie stało.
Poczułam, jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. Jak mógł to powiedzieć? Nie pamiętałam, czym mogłam go zranić. Może to było zwykłe nieporozumienie. A może naprawdę byłam zbyt emocjonalna i nie zawsze brałam pod uwagę uczucia Andrzeja w naszych kłótniach.
Spojrzałam na niego i zrozumiałam, iż to wszystko mogło być rozwiązane prosto, gdybyśmy wtedy byli bardziej otwarci wobec siebie.
– Przepraszam, Andrzeju – powiedziałam, nie wstydząc się łez. – Może mogliśmy wszystko rozwiązać wcześniej, gdybyśmy nie trzymali urazy.
Te słowa były momentem przełomowym. Andrzej nie odpowiedział od razu. Spojrzał na mnie długim spojrzeniem i cicho powiedział:
– Może. Ale gdyby nie ty, nie przyjechałbym tutaj teraz. Spóźniłem się, ale to już nie ma znaczenia.
Po tej rozmowie, która w końcu wyjaśniła wiele rzeczy, po prostu byliśmy razem, co było ważniejsze niż jakiekolwiek słowa.
Okazało się, iż czasem zwykłe „przepraszam” może zmienić wszystko w życiu. Zrozumiałam, iż nie można pozwolić, by niewypowiedziane słowa zostawiały ślad w sercu. Oboje popełniliśmy błędy, ale teraz, będąc razem, mogliśmy rozpocząć nowe życie.
Nie można zapominać o znaczeniu prostych, szczerych słów. Słowa takie jak „dziękuję” i „przepraszam” mogą zmienić choćby los.