Nie, Iza, na mnie nie licz. Wyszłaś za mąż trzymaj się teraz męża, a nie mnie. Nie potrzebuję tu obcego w moim domu odcięła Krystyna.
Iza ścisnęła telefon mocniej, aż palce zdrętwiały. W gardle stanęła jej gula. Nie spodziewała się takiego zimnego odrzucenia.
Mamo… Przecież on nie jest obcy. To mój mąż, twój zięć. Nie prosimy, żebyś kupiła nam mieszkanie, tylko żebyśmy mogli u ciebie trochę pomieszkać, zanim uzbieramy na wkład własny.
Usłyszała krótki, szyderczy śmiech.
Znam to. Wpuścisz na chwilę, a potem nie wyrzucisz. Najpierw wkład własny, potem remont, a później jeszcze coś. A ja chcę spokoju. Nie, Iza, nie obrażaj się, ale my z twoim ojcem radziliśmy sobie sami, nie obciążaliśmy nikogo. Wy też sobie dajcie radę.
Jak sobie damy radę?! Iza nie ustępowała. Wiesz przecież, iż oboje pracujemy, oszczędzamy na wszystkim. Prawie wszystkie pieniądze idą na czynsz. Przy tych cenach za kilkanaście lat uzbieramy co najwyżej na karton po lodówce.
A komu teraz łatwo? głos matki stał się ostry. Ja z twoim ojcem ani dnia nie mieszkaliśmy u rodziców. Sami przez to przeszliśmy i nikomu się nie żaliliśmy.
Sami, sami… Mamo, tylko mi nie opowiadaj. Pamiętam! Pamiętam, jak babcia wam pomogła.
Nie porównuj, to co innego. Babcia pomogła, bo chciała i mogła. My niczego nie prosiliśmy. Ja na to mieszkanie zapracowałam uczciwie z twoim…
A ja nie prosiłam, żebyś mnie rodziła w biedę wyrzuciła z siebie Iza i rozłączyła się.
W środku kipiało od złości. Może mama miała prawo odmówić, ale sposób, w jaki to zrobiła… Jakby sama zbudowała imperium, a Iza, ta niewdzięcznica, próbowała teraz wjechać do razu na cudzych plecach. A przecież prawda była zupełnie inna.
…Gdy Krystyna zaszła w ciążę, choćby nie była mężatką. Marek, ojciec Izy, był lekkoduchem nie nacieszył się wolnością i nie szukał odpowiedzialności. Jego matka była taka sama od dawna rozwiedziona, wiecznie szukała szczęścia. Dlatego Krystyna zwróciła się o pomoc do Weroniki Stanisławy, babci Marka.
Gdy Weronika dowiedziała się o ciąży, rozpłakała się z radości, mocno przytuliła Krystynę i obiecała pomoc.
Nie martw się, dziecko, rodzisz. A ja z Markiem porozmawiam zapewniała. I skoro tak wyszło, może dom wam przepiszę. Ja do córki się przeprowadzę. I tak już za ciężko mi samej, a Agnieszka pomocy przy gospodarstwie potrzebuje. A wy będziecie mieli gdzie wnuka (albo wnuczkę) wychować.
Weroniko Stanisławo, co wy mówicie? Krystyna nie wierzyła własnym uszom. Toż to cały dom, nie karton po butach!
A ja go ze sobą do trumny nie zabiorę. Ja szczęśliwa nie byłam, niech ty będziesz westchnęła staruszka.
Weronika dotrzymała słowa, a choćby zrobiła więcej. Darowiznę spisała na Krystynę, wiedząc, iż jej wnuk to kiepski materiał na męża. Krystyna wymieniła dom na dwupokojowe mieszkanie w bloku.
Po narodzinach Izy nic się nie zmieniło. Marek hulał i zdradzał, a jego wkład w rodzinę ograniczał się do pensji. I to nie zawsze często “gubił” po drodze część pieniędzy.
Krystyna wiedziała, ale postanowiła znosić. Narzekała, czasem płakała, ale męża nie wyrzuciła.
Dzieciom zawsze lepiej w pełnej rodzinie mówiła swojej matce, gdy ta radziła rozwód. Jak Iza skończy osiemnaście lat, wtedy odejdę.
Iza miała jednak inne zdanie. Wolałaby dorastać z samotną matką, niż być wieczną “pocieszycielką”, słuchać awantur i rozdzielać rodziców.
Krystyna jakoś dotrwała do osiemnastki córki i, jak zapowiadała, wniosła o rozwód. Iza już się ucieszyła, ale za wcześnie.
Iza, jesteśmy teraz tylko we dwie. Obie dorosłe, więc wszystko dzielimy po równo oznajmiła matka. W tym miesiącu jeszcze odpocznij, a od następnego czynsz i jedzenie na pół.
Iza studiowała dziennie, więc przeraziła się. Stypendium? To były grosze, których nie starczyłoby choćby na chleb. Matka przyzwyczajona była do pełnych obiadów z mięsem i warzywami. Iza próbowała dogadać się co do osobnych półek w lodówce, ale to nie wchodziło w grz




![[EN & UKR ]…](https://i2.wp.com/migranciwpolsce.pl/wp-content/uploads/2025/12/595791035_1337730111730960_6957411931236198999_n.jpg?ssl=1)






