10 maja 2024
Dziś, jak zwykle, Grażyna przygotowywała obiad kroiła mięso na gulasz. W kuchni unosił się zapach cebuli, na patelni skwierczał tłuszcz, gdy nagle zadzwonił telefon. Jej mąż Marek podniósł słuchawkę. Jego głos był spokojny:
Halo?
Potem cisza. Długa. Jakby ktoś mówił bez przerwy, a on tylko słuchał. Grażyna wytarła ręce w fartuch i wyszła z kuchni. W korytarzu pustka. Przewód telefoniczny ciągnął się w stronę pokoju dzieci. Serce ścisnęło się. Nie wiedząc czemu, szła cicho, jak złodziejka na palcach.
Z uchylonych drzwi dobiegł jego szept. Tonem, którego nigdy z nią nie używał.
Kasia, proszę, uspokój się Rozumiem, naprawdę. Ale ty też zrozum mnie. Mam rodzinę, nie mogę teraz przyjechać Też cię kocham. Bardzo. Ale teraz nie mogę rozmawiać Grażyna może wejść w każdej chwili. Wszystko jej powiem, tylko jeszcze nie teraz Jutro. Proszę, nie dzwoń do mnie teraz. I tak Kocham cię.
Jakby raził ją prąd. Ręka gotowa otworzyć drzwi, zawisła w powietrzu. Serce waliło tak mocno, iż oddech stał się ciężki. Kocham cię. Powiedział to innej kobiecie. Nie jej.
Grażyna nie urządziła sceny. W głowie odezwał się głos matki: Nigdy nie podejmuj ważnych decyzji pod wpływem emocji. Wyprostowała się, ile sił, i wróciła do kuchni. Sięgnęła po nóż, ale dłoń drżała. Kawałki mięsa lądowały na desce nieporządnie. O nogi ocierał się kot, Grażyna rzuciła mu kawałek jedyny automatyczny gest dobroci.
Też cię kocham
Te słowa wirowały w głowie jak zaklęcie. Zatrzymała się na innej jego frazie: Mam rodzinę Czyli wciąż jest ważna? przez cały czas coś znaczy?
Ale w takim razie kim ona jest? Tylko matką jego dzieci? Gospodynią domową? Nawykiem? Ból zacisnął pierś. Przecież wszystko było w porządku. Był troskliwy, uważny. Żadnych oznak oddalenia. Nigdy nie dawał powodów.
Po dwudziestu minutach Marek wrócił do kuchni, wciągnął nosem zapach gotującego się dania i uśmiechnął się:
Ależ tu pachnie! Długo jeszcze do obiadu?
Za pół godziny. Mięso drobno pokroiłam szybciej się ugotuje Kto dzwonił?
Co? jakby nie zrozumiał. A, z pracy. Poprosili, żebym jutro przyszedł odbierać drewno.
Często cię proszą w weekendy. Nie podoba mi się to.
Wszyscy mają urlopy, lato
Mhm.
Jakaś ty smutna, Grażynko.
Po prostu zmęczona. Myślałam, iż jutro spędzimy razem czas, pojedziemy na działkę.
A ty pracujesz. Pojedziemy wieczorem.
Marku
Co?
Kochasz mnie?
No jasne, co ty. Kocham, Grażyno. I nasze dzieci kocham. Przecież wiesz rodzina to dla mnie wszystko.
Wyprostował się, objął ją, pocałował w szyję. Ale po raz pierwszy w życiu ten pocałunek wydał jej się obcy.
Później leżała na kanapie i patrzyła na synów bawiących się obok. Kot wskoczył jej na brzuch, wbił pazury dziękował za poczęstunek. Grażyna ścisnęła jego łapki, opuściła głowę na puszyste futro.
Ta kobieta musi zniknąć.
Grażyna nie potrafiła dzielić się mężem. Nie mogła z nim spać, wiedząc, iż był z inną. Ale stracić go nie do zniesienia. Decyzja przyszła sama: rozprawić się z kochanką. Osobiscie. Bez jego udziału.
Następnego dnia, gdy mąż odprowadził dzieci do przedszkola i szykłował się do pracy, Grażyna powiedziała w firmie, iż źle się czuje, i została w domu. Przebrana u sąsiadki pożyczyła dres i chustę w fabryce maluję ściany. Potem prosto do miejskiego parku. Po kilku minutach wyszedł Marek. Grażyna podążała za nim, chowając się w boczach ulic.
Wszedł na targ, kupił jedwab i owoce, potem skręcił w stronę domów jednorodzinnych. Grażyna zrozumiała: tam ona mieszka. Mąż zniknął za bramą.
Usiadła na ławce. Czekała. I oto wyszedł nie sam. Wysoka blondynka u boku. Skierowali się w stronę lasu tam, gdzie kiedyś chodzili razem. Grażyna wróciła do domu. W głowie żar. W duszy rozpacz.
Po kilku dniach udało jej się przyjrzeć Kasi piękna, choć zdradzająca. Około trzydziestki. Wreszcie szczęście: spotkała ją z przyjaciółką. Ta, nic nieświadoma, wygadała wszystko.
Kasia? Samotna z chorym dzieckiem, mąż ją zostawił. Teraz ma wielbiciela. Żonatego. Mówi, iż porzuci dla niej swoją żonę szepnęła przyjaciółka, a w sercu Grażyny zapłonęła zemsta.
**Lekcja na dziś:** Miłość czasem buduje, a czasem niszczy ale nigdy nie pozwala odejść bez walki. choćby jeżeli ta walka oznacza zgubę.















