Pewnie nikt nie będzie zaskoczony faktem, iż współczesne relacje między młodymi parami coraz częściej zaczynają opierać się otwarcie na finansach. Kobiety tłumaczą to z praktycznego punktu widzenia: „Jestem przyszłą matką i muszę mieć pewność co do bezpieczeństwa finansowego”. Mężczyźni najczęściej po prostu zgrzytają zębami i starają się usprawiedliwić tym, iż są żywicielami rodziny i potrzebują bodźca do rozwoju kariery. Starsze pokolenie krytykuje takie podejście i wyjaśnia, dlaczego nie można brać ślubu tylko na banalną korzyść. W sumie, spory wrzą, wszystko jak zwykle.
Bez wątpienia sytuacja finansowa każdej rodziny powinna być stabilna. Bez tego po prostu nie da się, ponieważ nikt nie jest pewien, co nas czeka w przyszłości. Zwłaszcza w tak trudnych czasach. Z drugiej strony, budowanie rodziny bez opierania się na wzajemnych uczuciach również jest niewskazane. Inaczej w przyszłości grożą zdrady, oszustwa i inne nieprzyjemności. Ale gdzie znajduje się ten balans, który przyniesie pokój i harmonię wielu ludziom? Taki, jaki potrzebujemy dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek? To bardzo trudne pytanie i wszyscy chcielibyśmy znać na nie odpowiedź.
Po zakończeniu mojego pięcioletniego małżeństwa zrozumiałem, iż zacząłem znacznie lepiej rozumieć ludzi. Okazuje się, iż łzy, błagania i histerie nie są wskaźnikiem prawdziwych uczuć. A moja pewność co do jutra wcale nie gwarantuje, iż zawsze będę w doskonałym nastroju i w harmonii z samym sobą. Pieniądze, okazuje się, nie rozwiązują wszystkiego.
Teraz trochę na temat. Ożeniłem się z kobietą młodszą ode mnie o 7 lat. Dlaczego nie, do swoich trzydziestu lat zacząłem zauważać, iż przedstawicielki płci żeńskiej w moim wieku po prostu mnie nie interesują. Przepraszam, ale kobieka uroda jest dość ulotna. Nie u wszystkich, oczywiście, ale w większości. Powstaje u nich potrzeba dbania o każdy aspekt swojego wyglądu, czy to skóra na ciele, waga, cellulit, włosy, skóra rąk, szyi, twarzy i wiele innych. Nie myślałem, jak to wszystko jest poważne, a mimo to wynik trudno było nazwać idealnym.
Młodsze dziewczyny również są maniakami pielęgnacji siebie. Ale w ich przypadku jest to przynajmniej usprawiedliwione, przepraszam za szczerość. Więc z Anią przynajmniej byłem pewien jej wyglądu. Ponadto, jak mi się wydawało, była bardziej otwarta wobec mnie. W końcu w jej życiu jeszcze nie miało miejsca tyle mężczyzn, ile u kobiet z bogatszą przeszłością. I mogłem dać jej wszystko, o czym marzy każda dziewczyna: dobre mieszkanie, samochód, wypoczynek za granicą, pieniądze na zakupy i perspektywy. Co tu myśleć, trzeba iść do USC i żyć w dostatku. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, dlaczego nie można brać ślubu na takie dziewczyny.
Kilka lat rzeczywiście mieliśmy pełną harmonię w związku. Moi przyjaciele żartowali, iż bez względu na to, jak piękna jest żona, mężczyzna zawsze znajdzie powód, by „zejść na lewo”. Ale nigdy ich tego nie popierałem. Życie jest wielowymiarowe, to zrozumiałe. Jednak takie potrzeby nigdy mnie nie nurtowały, choćby teoretycznie. Domowe obowiązki omijały Anię szerokim łukiem: o nasze gospodarstwo pomagały sprzątaczki. Gotować jej również nie trzeba było, bo istnieje dostawa jedzenia, a restauracje działają do późna. Po prostu żyliśmy tym życiem i w pełni się nim cieszyliśmy.
Ale potem… Potem Ania zaczęła męczyć się tym całym chaosem. Chciała się samorealizować. I, jak sama mówiła, potrzebowała do tego czasu i pieniędzy. Zapisała się na jedne kursy, potem na inne i kolejne… Przekonała mnie, iż nie chce po prostu, bez żadnego sensu, marnować tego życia. Miała motywację, by zacząć robić coś własnego. A co mogłem odpowiedzieć na takie deklaracje? Oczywiście, iż ją wspierałem. A pieniądze, o które prosiła, to nie były aż tak ogromne. Ale trzeba było je płacić co miesiąc, bez opóźnień.
Od tego czasu moja żona często znikała na różnego rodzaju zajęciach związanych z promocją jej kanału internetowego, Instagrama i podobnych rzeczy. Miałem pod sobą kilka dziewczyn, które profesjonalnie zajmowały się tymi sprawami, ale Ania odmówiła korzystania z ich usług. Powiedziała, iż myślą „schematycznie” i niedługo „podobna strategia się wyczerpie”. Wtedy zacząłem podejrzewać, iż moja żona po prostu znalazła kolejnych info-szympansów i oszustów. Ale odsunąłem to na bok. Pomyślałem, iż musi sama się oparzyć, aby potem coś z tego wyciągnąć. Po co być tym samym wyzwaniem w jej oczach?
Ponadto w naszej środowisku pracy również pojawiły się pewne trudności. Nic poważnego, ale były problemy z urzędem skarbowym, wynajmem, ogólnie trochę trudniej niż zwykła rutyna. Krótko mówiąc, moment z żoną przegapiłem. I na nic, bo mógłbym zaoszczędzić sobie wiele nerwów i czasu.
A potem jakby jedna z pracownic biura poinformowała mnie przypadkowo podczas rozmowy, iż kursy mojej żony zostały już zamknięte. I to nie tylko że, ale już od paru miesięcy. Próbowali zmienić nazwę i kontynuować działalność, ale chyba ktoś się za nimi dobrze wziął i niektórzy choćby zostali aresztowani. Tak to wygląda, biorąc pod uwagę, iż moja małżonka przez cały czas „pracowała” z tą firmą już nie jeden miesiąc. Jak to możliwe?
Musiałem zająć się tym zagadnieniem bardziej dokładnie. Zatrudniłem jednego „facetka”, aby pokazał mi korespondencję Ani w mediach społecznościowych, sam nie chciałem jej o niczego pytać. Znam, jak dziewczyny w jej wieku reagują na brak zaufania. A także dziewczyny w każdym wieku ogólnie. Prościej, żeby takimi sprawami zajęli się profesjonaliści. I po pewnym czasie prawda wyszła na jaw. Śmiesznie, okazało się, iż zupełnie nie znałem swoją prawdziwą żonę. Choć na początku naszego związku byłem gotów przysięgać, iż to ona kocha mnie bardziej niż ja ją.
Między innymi śmieciem, okazało się, iż utrzymywała kontakt z jednym tureckim mężczyzną o imieniu Fatih. Był on jej „coachem” ds. dobrobytu finansowego. A jednocześnie kochankiem. Fatih oferował swoim uczniom duże środki, które można było zarobić, dosłownie nic nie robiąc. Pieniądze, według niego, są potężnym magnesem przyciągającym sukces, szczęście i jeszcze więcej pieniędzy. Chodziło o to, aby co miesiąc wpłacać pewne kwoty do jego „organizacji”, a potem miało to wrócić dziesięciokrotnie. Było tam jeszcze wiele o mantrach, medytacjach, sferach, poziomach i innych rzeczach. Ale nie zamierzałem się tym zajmować i też wam nie radzę.
Kiedy przyszedłem do Ani z kupą wydrukowanych wiadomości, zareagowała bardzo przewidywalnie. Łzy, prośby, błagania. Ale kiedy zobaczyła mój zdecydowany nastawienie, jej zachowanie się zmieniło. Okazało się, iż głupia wyszła za mąż za pierwszego napotkanego „portfela”. Starą i nieciekawą osobę. A chciała kogoś, do kogo naprawdę by się ciągnęło. Kogoś, kto mógłby spełnić wszystkie jej najskrytsze marzenia. Ja nie byłem takim wariantem. Więc musiała skłamać na temat kursów, inaczej nie dawałbym jej żadnych pieniędzy, które potem przekształciłaby nie w żałosne żebractwa, a w prawdziwe bogactwa.
Pokazała mi swoją „mapę życzeń”, która według niej miała pomóc jej odnaleźć szczęście. Po prostu duży arkusz tektury, na którym były przyklejone różne głupie obrazki. Zdjęcie tego samego Turka, jacht, prywatny samolot, implanty piersi (co mnie również zaskoczyło) i drobnostki typu biżuteria, ubrania i tak dalej. To była jej świętość, starannie ukryta przed postrannymi oczami.
Następnie rozpoczął się nasz proces rozwodowy i bardzo się cieszę, iż mój prawnik odzyskał dla mnie przeważającą część moich pieniędzy i rzeczy. W tym okresie dużo się nerwowałem, przestałem normalnie jeść i spać. Chciałem znaleźć sławnego Fatih, ale on usunął wszystkie swoje konta w mediach społecznościowych, więc choćby jego „zwolennicy”, w tym Ania, nie mogli go znaleźć. Psycholog doradził mi, abym puścił sytuację i postąpił mądrzej: wyciągnął potrzebne wnioski. Nie od razu, ale powoli doszedłem do myśli, iż tak będzie najlepiej.
Nie mogę powiedzieć, iż moja historia wydaje mi się jakąś pouczającą lekcją. Ludzie są różni i nie mam prawa oceniać wszystkich kobiet na podstawie jednej byłej. Po prostu wyciągam pewne wnioski dla siebie. Zrozumiałem, dlaczego nie warto brać ślubu na młode dziewczyny. Ania ma teraz prawie 29 lat i przez cały czas świetnie wygląda, a poza tym wyszła z rozwodu nie z pustymi rękami. Więc mądrych słów na koniec nie oczekujcie ode mnie. Chcę tylko powiedzieć, iż w dzisiejszych czasach choćby do najbliższych osób trzeba podchodzić z małą dozą podejrzliwości. To smutne, tak. Ale przynajmniej użyteczne. Jak tani zamek do szuflady na biurku. Przynajmniej ktoś pomyśli dwa razy, zanim spróbuje go otworzyć.