**Pomscił za mamę**
Wasza córka jest u nas. Przywieźcie 10 milionów złotych, a wyjdzie z tego cało. Wysyłam koordynaty później powiedział zniekształcony męski głos.
Ty… jeszcze mi tu warunki stawiasz! warknął Marek, ale rozmówca już się rozłączył.
Marek uchodził za faceta stanowczego, ostrożnego i twardego. Tylko dla ukochanej żony Ewy i uwielbianej córki Zosi miał miękkie serce, choć nie zawsze.
Przy najmniejszej okazji przypominał im, kto tu rządzi:
Ja tu jestem głową domu! Ja na was wszystkich zarabiam!
I to była prawda kupił dom w osiedlu pod Warszawą, żona chodziła do pracy głównie po to, żeby pochwalić się nowymi sukienkami, a Zosia jeździła na studia nowiutkim autem od taty. Szkoda tylko, iż domownicy czasem o tym zapominali.
Ostatnio musiał przypomnieć im, kto tu rządzi, gdy okazało się, iż Zosia spotyka się z obiecującym skrzypkiem Bartkiem.
On nie jest dla ciebie odpowiedni! I koniec tematu! ryknął Marek. Co to za zawód dla faceta brzdąkać na skrzypcach? Do tego wygląda, jakby wiatr go mógł zdmuchnąć. Taki niby intelektualista!
Wyjdę za niego! To moja sprawa! Zosia miała charakterek nie gorszy od ojca.
Ja cię wychowałem, więc ja decyduję!
Tato, skończyłam już 18 lat, gdybyś zapomniał. Jestem dorosła i
Dość! Powiedziałem! Dopóki cię utrzymuję, to ja rządzę.
Córka uciekła w płaczu, żona przez dwa dni chodziła naburmuszona i nie odzywała się, ale Marka to nie ruszało postawił na swoim.
Zwłaszcza iż miał ważniejsze problemy prawdziwe, w przeciwieństwie do kaprysów córki.
Jego przyjaciel z dzieciństwa, Jurek, z którym razem zakładali firmę produkującą betonowe bloczki prawie 10 lat temu, znów wpadał na jakieś dziwne pomysły.
Ledwo spłacili kredyty, zbudowali zgrany zespół, załatwili kontrole i zaczęli zarabiać. Żyj i ciesz się! Ale nie Jurkowi ciągle kombinował, narzekał, iż trzeba się rozwijać.
Zwykle ich sprzeczki kończyły się szybko, ale tym razem Jurek zaparł się i oznajmił, iż jeżeli tak dalej pójdzie, to podzielą biznes.
Nie mogę tkwić w tym bagnie! mówił. Oczywiście, bo to on miał same genialne pomysły, a Marek musiał je potem ogarniać!
Po dwóch tygodniach sytuacja się uspokoiła. Jurek przestał marudzić, Zosia chodziła na studia i wieczory spędzała w domu o Bartku Marek nie słyszał ani słowa.
Aż pewnego wieczoru zobaczył córkę w towarzystwie jakiegoś chłopaka, niemal przytuloną do niego.
Zosia! Co ty robisz o tej porze?! warknął, zatrzymując samochód obok pary. A ty kim jesteś?
W półmroku Marek nie od razu rozpoznał faceta. Gdy w końcu mu się to udało, zdębiał.
Znalazłaś sobie jeszcze gorszego niż ten skrzypek?! To ma być bunt?! Natychmiast do domu!
Mówił do córki swoim zwyczajowym tonem, więc dziewczyna tylko zmarszczyła brwi i już otwierała usta, by zaprotestować, gdy odezwał się jej towarzysz.
Kto dał panu prawo tak traktować ludzi? uniósł brodę. Myśli pan, iż jak ma pan kasę, to może
Ty, mały gnoku, dobrze zrozumiałeś ja mogę, a ty od jutra możesz szukać nowej pracy przerwał mu Marek i zwrócił się do córki: No! Do samochodu!
Zosia spojrzała na chłopaka, lekko pokręciła głową nie rób tego i wsiadła do auta.
Tak lepiej! A nie jakieś tam pouczanie!
I ten typ Marek przypomniał sobie, iż widział go w pracy, był zwykłym pomocnikiem śmie tu się wymądrzać! Nic nowego, takich już łamał.
Wydawało się, iż w końcu wszystko ułożył: w biznesie, w rodzinie Aż tydzień później znów zobaczył Zosię z tym byłym pomocnikiem, Kubą.
Para zdążyła uciec, ale w domu nieposłuszną córkę czekała awantura.
Ku zaskoczeniu Marka, po stronie Zosi stanęła Ewa. Obie nazwały go tyranem i despotą, oznajmiając, iż z nim nie da się żyć.
To nikt was nie trzyma! wściekł się. Brama otwarta!
I pojechały. Z walizkami, z wyrazem żalu i pogardy na twarzach. No cóż! Zobaczymy, jak długo bez niego wytrzymają!
Marek był pewny, iż jego dziewczyny gwałtownie wrócą z płaczem. Nie zdziwił się więc, gdy po tygodniu odezwała się Ewa.
Marek, Zosia zniknęła! wyszeptała do telefonu. Dwa dni jej nie ma, telefon wyłączony! Już nie wiem, co myśleć Może zgłosić na policję?
Aha, więc żona i córka zamieszkały u koleżanki.
Żadnej policji! ryknął. Wracaj do domu, ja się tym zajmę.
Nie miał pojęcia, jak znaleźć córkę, ale na pewno nie poprzez policję.
Gdy rozważał opcje, telefon znów zadzwonił.
Wasza córka jest u nas. Przywieźcie 10 milionów złotych, a wyjdzie z tego cało ten sam zniekształcony głos.
Ty piero jeszcze mi warunki stawiasz! warknął Marek, ale rozmówca się rozłączył.
Chwilę później przyszedł link do filmiku Zosia, trochę zmierzwiona, z związanymi rękami, ale żywa. Patrzyła w kamerę bez mrugnięcia.
No kur! On ich wszystkich żywcem zakopie! Ale potrzebował pomocy. Jurek, mimo ich sporów, od razu się zgodził.
Może jednak policja? niepewnie zaproponował. I taką kasę
Nie. Ja sam znajdę tego gnja. I nie martw się pieniądze zostaną przy nas.
Marek był pewny siebie. Tym bardziej gdy na umówione miejsce teren opuszczonej fabryki wyszedł Kuba.
A ty, szczeniaku! rzucił się do niego, ale Jurek złapał go za ramię: Stój! Nie wiemy, gdzie Zosia.
Kuba stał na podwyższeniu, patrząc na nich z szyderczym uśmiechem.
Wrzuć torbę tam wskazał na uchylony właz kanalizacyjny.
Marek cisnął mu nienawistne spojrzenie, ale posłuchał.
Świetnie Kuba prychnął i już miał odejść.
Myślisz,










