Podczas gdy mój mąż trwonił nasze oszczędności w kurorcie ze swoją przyjaciółką, ja udzieliłam schronienia tajemniczemu nieznajomemu.

twojacena.pl 6 dni temu

Był taki ponury, lutowy poranek, kiedy wszystko się zmieniło. Zauważyłam to od razu w powietrzu wisiało coś nieuchwytnego, jakby zapowiedź burzy. Zrobiłam kawę, a Marek już siedział przy stole, wpatrzony w telefon. Nerwowo stukał palcami w blat.
„Wiktoria, słuchaj w końcu przerwał ciszę wyjeżdżam jutro.”
Łyżka zadrżała mi w dłoni.
„Gdzie?”
„Na południe. Słońce, morze, w końcu odpocznę. Bilet już kupiony.”
Mieszałam stygnącą kawę, czując, jak świat się rozpada. Dwa lata oszczędzałyśmy na wspólny wyjazd! Odrzucałyśmy sobie wszystko choćby tę wymarzoną zimową kurtkę, którą odkładałam od miesięcy.
„A ja?” Głos mi się załamał.
„Co z tobą?” Wzruszył ramionami. „Myślisz, iż mi tu łatwo? Duszę się w tej rutynie.”
Jego słowa ciąły jak nóż.
„To nasze wspólne oszczędności!”
„A co z tego?” Zerwał się gwałtownie. „Ja też pracuję i sam decyduję, kiedy odpocząć!”
Wtedy po raz pierwszy coś we mnie pękło. Od miesięcy był obcym człowiekiem telefon nosił choćby do łazienki. Kiedyś zostawiał go bez oporów.
Patrzyłam, jak pakuje walizkę. Nowe kąpielówki w szafie, koszula w żywych kolorach to nie był jego styl. Kiedy to kupił?
„Jak zostaną pieniądze, przywiozę ci magnes na lodówkę” rzucił, zamykając walizkę.
Magnes. Dziękuję, bohaterze.
Drzwi zatrzasnęły się. Zostałam sama. Może przesadzam? Może naprawdę potrzebuje tej przerwy? Tylko dlaczego nie pomyślał o mnie?
Nagle zadzwonił jego telefon. Na ekranie widniała wiadomość: „Kotku, jestem na lotnisku. Czekam”
„Kotek.” Nie nazywał mnie tak od pięciu lat. Mówił, iż jesteśmy dorośli, a dziecinne czułości to przeszłość.
Wrócił po telefon po dziesięciu minutach. Spojrzał na mnie podejrzliwie.
„Co tu robisz?”
„W swoim domu” odparłam. „Mam zakaz?”
Sprawdził, czy dotykałam telefonu. Pocałował mnie w czoło jak pobłażliwy ojciec:
„Nie dąsaj się. Coś ci przywiozę.”
I wyszedł.
Zostałam w pustym mieszkaniu. Serce waliło mi jak młot kim była ta „Kicia”? Dlaczego tak się spieszył?
W końcu wstałam jak we śnie. Ubrałam się, wsiadłam w taksówkę drogo, ale warto. Chciałam prawdy.
I zobaczyłam ich. Śmiali się, całowali ona, dwudziestoparoletnia, w tej samej krzykliwej koszuli z naszej szafy. Marek szepczący jej do ucha, ona przytulona do niego jak pnącze.
Półtora roku oszczędzania, a on planował to od miesięcy.
Chciałam krzyczeć, uderzyć go, ale odchodzili już na odprawę. Za późno.
Wyszłam na zewnątrz, osunęłam się na ławkę i wybuchnę płaczem. Nie zwracałam uwagi na przechodniów. Zaczął padać gęsty śnieg, ale nie miałam siły wstać.
„Proszę pani, wszystko w porządku?”
Odkręciłam głowę. Przede mną stał mężczyzna zmarznięty, w wytartym płaszczu.
„Potrzebuje pani pomocy?”
„Dla mnie?” Uśmiechnęłam się gorzko. „Już nic nie pomoże.”
„Nie ma sytuacji bez wyjścia” odpowiedział cicho. „Może chociaż pracę pani znajdę? Tymczasową?”
Spojrzałam na niego. Oboje straciliśmy dziś coś ważnego. Ale on nie ukrywał porażki.
„Wiesz co? powiedziałam nagle. Chodź do mnie. Zjesz coś ciepłego.”
„Serio? zdziwił się. Ale ja jestem dla pani obcy.”
„Jesteś psychopatą?”
„Nie uśmiechnął się. Życie tak się potoczyło.”
„No to chodź. I tak nie ma co jeść Marek wyczyścił lodówkę przed wyjazdem.”
Taksówkarz burczał, ale dałam mu większy napiwek i ustąpił.
W drodze przedstawił się jako Roman. Inżynier, stracił pracę, potem mieszkanie. Żona odeszła do matki: „Jak znajdziesz coś nowego, wróć.”
Każdy miał swoje dramaty.
W domu od razu podszedł do kaloryfera, rozgrzewał zmarznięte dłonie.
„Może się pan wykąpać? zaproponowałam. Ręczniki są w szafce, a szlafrok Marka tamże.”
„Na pewno?”
„Pewnie. Mój mąż jest właśnie nad morzem z kochanką, więc szlafrok wolny.”
Gdy się mył, podgrza

Idź do oryginalnego materiału