Żyła sobie zwyczajna rodzina. Mąż Jarosław, żona Maria. Wszystko u nich było jak u innych – praca, dom. Dzień w dzień Jarosław wracał z pracy do domu, kładł się na kanapie z gazetą w ręku, a żona przygotowywała kolację. Gdy skończyła, narzekała, nakrywając do stołu, iż Jarosław w domu nic nie robi i zarabia za mało.
Jarosławowi nie podobało się to narzekanie, ale milczał i znosił. Choć tak bardzo chciał jej odpowiedzieć, żeby spojrzała na siebie. Przecież, gdy się poznali, była zupełnie inna – dobra, czuła, dbała o siebie. Nigdy nie widział jej rozczochranej. A teraz…
Pewnego dnia żona wybuchła jak nigdy wcześniej:
– Wynieś chociaż śmieci! Nie ma z ciebie żadnego pożytku…
Jarosław wziął worek na śmieci i wychodząc na dwór, zaczął błagać:
– Boże, co za życie?! Czy naprawdę muszę do końca życia mieszkać z taką narzekającą i nieatrakcyjną kobietą?
Nagle Jarosław usłyszał głos:
– Mogę ci pomóc w twojej niedoli. Ale jeżeli od razu przemienię twoją żonę w piękną boginię, sąsiedzi zaczną zadawać pytania, a tego nie chcemy. Zacznijmy więc od drobnych zmian w wyglądzie i charakterze twojej żony. Ale ty też musisz się postarać. Życie z boginią wymaga, byś sam do niej dorównywał.
Jarosław był gotów na wszystko, byle tylko żyć z boginią. Powiedział:
– Powiedz, kiedy zaczniesz ją zmieniać?
– Zaczynam od razu – odpowiedział Bóg. – Ale stopniowo, jak się umówiliśmy.
Jarosław wrócił do mieszkania, usiadł w fotelu i wziął gazetę, ale nie mógł się skupić na czytaniu. Włączył telewizor, ale choćby film nie przyciągał jego uwagi. Chciał tylko sprawdzić, czy Maria się zmieniła.
Poszedł do kuchni, oparł się o framugę drzwi i zaczął przyglądać się żonie. Maria, czując jego wzrok, poprawiła włosy i zapytała:
– Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Jarosław nie wiedział, co odpowiedzieć, więc, zmieszany, powiedział:
– Myślałem, iż może pomogę ci zmywać naczynia?
– Mi? Zmywać naczynia? – zapytała cicho, zdejmując brudny fartuch. – Już je pozmywałam.
Jarosław zauważył, iż na jej twarzy pojawił się rumieniec i zaczął wycierać naczynia, myśląc: „Ona się zmienia”.
Od tej pory Jarosław po pracy wracał do domu jak na skrzydłach. Bardzo chciał zobaczyć, jak jego żona zmienia się z dnia na dzień.
Pewnego dnia pomyślał: „A co, jeżeli ona już się przemieniła w boginię, a ja do niej nie dorastam?”. Na wszelki wypadek postanowił kupić kwiaty, żeby nie wypaść źle.
Kiedy wszedł do domu, niemal zemdlał. Przed nim, w eleganckiej sukience, stała Maria, z misternie ułożoną fryzurą, a sama wyglądała na młodszą.
Jarosław niezręcznie wręczył żonie kwiaty. Żona westchnęła i, opuszczając rzęsy, przyjęła bukiet.
„Jakie piękne mają rzęsy boginie” – pomyślał Jarosław. I wtedy zauważył nakryty stół, zapalone świece i dwa kieliszki wypełnione czerwonym winem. W mieszkaniu unosił się zapach świątecznej kolacji.
Usiedli do stołu, a wtedy Maria nagle wstała, mówiąc:
– Przepraszam, zapomniałam włączyć ci telewizor. Kupiłam też dla ciebie świeże gazety.
– Nie trzeba telewizora – powstrzymał ją Jarosław. – I gazet też nie chcę czytać, piszą tam wciąż to samo. Chciałem cię zapytać, jakie masz plany na jutro, jest przecież sobota?
– A jakie ty masz plany? – odpowiedziała cicho Maria.
– W pracy dali nam bilety do teatru, wziąłem dla nas, może pójdziemy wieczorem. Ale przedtem możemy przejść się po sklepach i kupić ci suknię – niemal powiedział „suknię godną bogini”, ale ugryzł się w język i dodał – suknię na wyjście do teatru.
Jarosław mówił to, nie mogąc oderwać wzroku od żony. Stawała się coraz piękniejsza. Jej twarz promieniała szczęściem, a oczy błyszczały.
„Boże, jakież to boginie są piękne!” – przemknęło mu przez głowę. I nagle się przestraszył. „Co jeżeli ona będzie stawać się jeszcze piękniejsza? Czy dorównam jej?”. I wtedy pomyślał o dziecku.
„Jak wspaniale byłoby, gdyby moje dziecko urodziło się z bogini”. Zacinając się i czerwieniąc, powtórzył te słowa na głos.
Łza spłynęła po policzku Marii…
„Ach, co za noc! Co za poranek! Ten dzień! Boże, jakie to cudowne życie z boginią!” – myślał Jarosław, ubierając na spacer swojego drugiego wnuka!