Noc przed świtem

newsempire24.com 1 tydzień temu

Noc przed świtem

Gdy u Kingi zaczęły się skurcze, zegar wskazywał za kwadrans trzecią. W mieszkaniu panowała wilgotna półmrok za oknem mżył drobny deszcz, a latarnie malowały na asfalcie rozmyte plamy światła. Krzysztof wstał z kanapy wcześniej niż ona nie spał prawie całą noc, wiercił się na kuchennym krześle, to sprawdzając torbę przy drzwiach, to zerkając przez okno. Kinga leżała na boku, przyciskając dłoń do brzucha i licząc sekundy między falami bólu: siedem minut, potem sześć i pół. Próbowała przypomnieć sobie oddech z filmiku wdech nosem, wydech ustami, ale wychodziło nierówno.

Już? zapytał Krzysztof z korytarza, jego głos brzmiał stłumione drzwi sypialni były przymknięte.

Chyba tak Ostrożnie usiadła na krawędzi łóżka i poczuła chłód podłogi pod bosymi stopami. Skurcze są częstsze.

Przygotowywali się do tego momentu cały ostatni miesiąc: kupili dużą niebieską torbę do szpitala, spakowali wszystko z listy wydrukowanej ze strony internetowej. Paszport, ubezpieczenie, karta ciąży, zapasowa koszula nocna, ładowarka do telefonu i choćby czekolada na wszelki wypadek. Ale teraz choćby ten porządek wydawał się niepewny. Krzysztof krzątał się przy szafie, przeglądając teczki z dokumentami.

Paszport mam Ubezpieczenie O, tu jest A gdzie karta ciąży? Nie brałaś jej wczoraj? Mówił gwałtownie i cicho, jakby bał się obudzić sąsiadów przez ścianę.

Kinga ciężko wstała i poszła do łazienki musiała przynajmniej umyć twarz. Pachniało tam mydłem i lekko wilgotnymi ręcznikami. W lustrze patrzyła na nią kobieta z ciemnymi cieniami pod oczami i rozczochranymi włosami.

Może od razu zamówimy taksówkę? zawołał Krzysztof z korytarza.

Dobrze Tylko sprawdź jeszcze raz torbę

Oboje byli młodzi: Kinga miała dwadzieścia siedem lat, Krzysztof lekko ponad trzydzieści. Pracował jako konstruktor w lokalnej fabryce, ona przed urlopem macierzyńskim uczyła angielskiego w szkole. Mieszkanie było małe: kuchnia-połączona-z-salonen i sypialnia z widokiem na ulicę. Wszędzie widać było zmiany: dziecięce łóżeczko w kącie już było złożone, ale leżała w nim sterta pieluch, a obok pudełko z zabawkami od przyjaciół.

Krzysztof zamówił taksówkę przez aplikację znajoma żółta ikona pojawiła się na ekranie telefonu niemal natychmiast.

Będzie za dziesięć minut

Starał się mówić spokojnie, ale palce mu drżały nad ekranem.

Kinga narzuciła bluzę na nocną koszulę i poszukała ładowarki do telefonu wskaźnik pokazywał osiemnaście procent. Wsunęła kabel do kieszeni kurtki razem z ręcznikiem do twarzy może się przyda po drodze.

W przedpokoju pachniało butami i lekko wilgotną kurtką Krzysztofa suszyli ją po wczorajszym spacerze.

Gdy się pakowali, skurcze stawały się mocniejsze i częstsze. Kinga starała się nie patrzeć na zegar lepiej liczyć oddechy i myśleć o drodze przed sobą.

Wyszli do klatki schodowej pięć minut przed umówionym czasem: dyżurne światło rzucało blade plamy przy windzie, skąd ciągnął przeciąg z dołu. Na schodach było chłodno; Kinga szczelniej zapięła kurtkę i przycisnęła do siebie teczkę z dokumentami.

Na dole powietrze było wilgotne i chłodne jak na maj krople deszczu spływały po daszku nad drzwiami, nieliczni przechodnie spieszyli się chodnikiem, otulając się w kurtki albo naciągając kaptury głębiej.

Samochody na podwórku stały w nieładzie; gdzieś w oddali słychać było głuchy odgłos silnika jakby ktoś rozgrzewał auto przed nocną zmianą. Taksówka spóźniała się już pięć minut; punkt na mapie poruszał się powoli kierowca wyraźnie kluczył między podwórkami albo omijał jakąś przeszkodę.

Krzysztof nerwowo sprawdzał telefon co pół minuty:

Pisze: Dwie minuty. Ale jedzie naokoło Może remont?

Kinga oparła się o poręcz przy drzwiach i spróbowała rozluźnić ramiona. Nagle przypomniała sobie o czekoladzie: wsunęła rękę do bocznej kieszeni torby i upewniła się była tam. Drobiazg, a jednak przyjemnie było poczuć coś znajomego w całym tym zamieszaniu.

W końcu reflektory wyłoniły się zza rogu: białe Renault zwolniło przed klatką i zatrzymało się przy samych schodach. Kierowca wyszedł sam naprzeciw mężczyzna około czterdziestki, z mętnym spojrzeniem i krótką brodą. gwałtownie otworzył tylne drzwi i pomógł Kindze usiąść z całym bagażem.

Dobry wieczór! Szpital? Już wszystko jasne! Proszę się zapiąć!

Mówił życzliwie, niezbyt głośno; jego ruchy były zdecydowane, ale bez nerwowości. Krzysztof usiadł obok Kingi za kierowcą; drzwi zatrzasnęły się głośniej niż zwykle w środku pachniało świeżym powietrzem zmieszanym z resztką kawy z kubka przy hamulcu ręcznym.

Wyjeżdżając z podwórka, natychmiast wpadli w mały korek: przed nimi migały światła awaryjne maszyn drogowych robotnicy układali asfalt nocą pod rzadkimi latarniami. Kierowca podłączył nawigację głośniej:

No proszę Mieli skończyć przed północą! Teraz objedziemy boczną ulicą

Wtedy Kinga nagle przypomniała sobie o karcie ciąży:

Stój! Zapomniałam karty! Została w domu! Bez niej mnie nie przyjmą!

Krzysztof zbladł:

Zaraz wrócę! Niedaleko!

Kierowca spojrzał w lusterkę:

Spokojnie! Ile to zajmie? Zaczekam tu, ile trzeba czas jeszcze jest!

Krzysztof wyskoczył z samochodu niemal biegiem, bryzgi z kałuż rozbryzgiwały się na boki. Po czterech minutach wrócił zdyszany karta była przy nim razem z kluczami: zapomniał ich w drzwiach i musiał wracać po nie na górę. Przez cały ten czas kierowca milczał, obserwując drogę. Gdy Krzysztof wsiadł z powrotem, tamten tylko krótko skinął głową:

Wszystko gra? To jedziemy dalej!

Kinga mocno przycisnęła dokumenty do piersi, skurcz był silniejszy niż wcześ

Idź do oryginalnego materiału