Niedawno zaczęłam spotykać się z mężczyzną, który jest ode mnie dużo młodszy. Oboje jesteśmy zadowoleni z naszego związku, ale jest jeden smutny szczegół

przytulnosc.pl 3 dni temu

„Kochanie, coraz częściej zauważam, iż wyglądam młodziej niż na swój wiek”. Po takich słowach mężczyźni zwykle rozumieją, iż ich drugie połówki delikatnie sugerują, iż dawno nie słyszeli od nich komplementów. Ci bardziej bystrzy od razu zgadzają się całym sercem. Komplementy, pocałunki, romantyka. Mniej przewidujący kawalerowie mogą próbować przemilczeć lub choćby się nie zgodzić. Ale później takie decyzje kosztują ich o wiele więcej.

Ogólnie rzecz biorąc, kobiety zawsze dość dokładnie wiedzą, na ile wyglądają w danym momencie. Wyjątkiem są może niezamężne dziewczyny do 30. roku życia, które niezależnie od wyglądu zawsze oceniają się jako „ideał” i „10 na 10”. No cóż, to subiektywna opinia, ma prawo istnieć. Ale kiedy tak mówi kobieta, która teoretycznie mogłaby już mieć wnuki… To staje się dość dziwne. Choć kogo to obchodzi, mamy XXI wiek, prawda?

Tylko proszę nie myślcie, iż jakoś przesadnie się chwalę, bo tak właśnie jest. Jestem kobietą, mam 54 lata i wyglądam po prostu niesamowicie. Nie, nie mam zawyżonej samooceny. I na pewno nie kłamię. To wszystko zasługa ciągłej pracy nad swoim ciałem, skórą i zdrowiem. No i oczywiście genetyki. Bez niej teraz byłabym jak wszystkie moje rówieśniczki: zmęczona, zaniedbana, z mężem i wnukami na głowie. Tym, którzy uważają to za prawdziwe kobiece szczęście, mogę tylko współczuć.

Nigdy nie byłam na diecie. Nie potrzebujesz tego, jeżeli od początku prawidłowo się odżywiasz. Unikasz węglowodanów, nadmiaru tłuszczów i czerwonego mięsa. Spożywasz tylko wysokiej jakości produkty, z naciskiem na nabiał i owoce. Z jednej strony stajesz się zdrowsza i atrakcyjniejsza. A poza tym nigdy nie przybierzesz zbędnych kilogramów. Gdybyście tylko wiedziały, co tracicie, moje drogie kobiety, płakałybyście teraz rzewnymi łzami.

Ale to jeszcze nie wszystko. Mięśnie trzeba wzmacniać. I tu pomoże nam siłownia. Nie, dźwiganie ciężarów to domena sportowców i wszelkich maniaków. W ogóle nie rozumiem tych napakowanych, muskularnych dziewczyn, których ramiona nie mieszczą się w drzwiach. Mogą sobie jeszcze powiększyć biust i usta. A co zrobić, jeżeli hantle zabrały im tkankę tłuszczową? Im się chyba wydaje, iż wyglądają idealnie, ale niestety tak nie jest. choćby tatuaże na całych plecach nie pomogą. Zwłaszcza później. Gdy minie trochę czasu.

Nie, na siłowni trzeba się rozciągać, czasem pracować z bardzo małymi ciężarami. Żeby pojawił się apetyt i dla zdrowia serca. W żadnym wypadku nie należy próbować radykalnie zmieniać swojej sylwetki. Chyba iż ważysz 300 kilogramów. Choć i w takim przypadku żadne ćwiczenia ci nie pomogą. Tylko operacja, i to niekoniecznie… Ileż to ja nasłuchałam się historii o grubych, zrozpaczonych kobietach, nie zliczę. Zwykle opowiadali mi je trenerzy z siłowni. Przy śniadaniu.

A dlaczego by nie, jestem wolną, niezamężną kobietą. Nie mam dzieci i nigdy ich nie chciałam. Co wy, wszyscy jesteście genetycznymi doskonałościami, iż tak dbacie o swoje potomstwo? Albo macie lepiej działające mózgi niż reszta? Nie? No to miejcie litość, jest nas już ponad 8 miliardów. Gdzie jeszcze?! Moja dobra przyjaciółka, młodsza ode mnie o 2 lata, w ogóle mnie nie rozumie. Troszczy się tylko o wnuczkę i ciągle narzeka, gdy zobaczy mnie w nowej sukience.

Znamy się z Anią od dawna, jeszcze z dzieciństwa. Ale los rozdzielił nas na dwie przeciwne strony. Ja jestem przedstawicielką postępowej części ludzkości. Która potrafi myśleć dalej niż o znienawidzonych dzieciach, mężu i domowym ognisku. A ona… No, wiecie. Wie, o ile podrożała kiełbasa w ciągu ostatniego półtora miesiąca. I nosi w kieszeni kurtki kilka plastikowych torebek. A nuż coś się znajdzie taniej. I od razu niesie do domu. Jak wiewiórka.

Chociaż nigdy nie byłam mężatką, mam dość wielu dobrych znajomych, z którymi mogę się łatwo spotkać i świetnie spędzić czas. Dlatego zawsze muszę być na bieżąco z aktualnymi wiadomościami. Dla samorozwoju i oczywiście podtrzymania rozmowy. Niektórzy oglądają telewizję, żeby zapełnić czymś głowę. Ja swój telewizor dawno temu sprzedałam, żeby w jego miejsce postawić półkę na książki. Dlatego mimo iż oficjalnie jestem bezrobotna, finansowo czuję się bardzo dobrze. To mówiąc skromnie.

Ale od niedawna dręczą mnie wyrzuty sumienia. Po raz pierwszy od bardzo dawna. Widzicie, uważam, iż człowiek powinien przeżyć swoje życie tak, żeby na tamtym świecie nie było mu za nie wstyd. Dlatego kiedyś przestałam spotykać się z żonatymi mężczyznami. To po prostu nie dla mnie. Po pierwsze, czujesz się jak złodziejka i jędza, która rozbija rodziny. A po co? Nie zamierzam zakładać welonu, po co mi ta banalność i życie w „szczęśliwej” klatce?

A po drugie, żonaci mężczyźni nigdy nie mogą być z tobą naprawdę. Cały czas są w stresie, martwią się. Przeżywają, czy ktoś ich nie zobaczył? A może żona właśnie teraz zadzwoni, co wtedy robić, rozwodzić się? A co skłamać mi? Dlaczego wszyscy mężczyźni uważają, iż zmieniam swoje towarzystwo na iluzoryczną szansę zostania ich żoną. Okropność, prawda? Co ja potem z nimi zrobię, będę im gotować zupy czy też niańczyć wnuki? Nie mam nic lepszego do roboty!

Mój nowy znajomy Stanisław różni się od mężczyzn, z którymi zwykle miałam do czynienia. Jego ubrania nie były markowe, a od niego samego nie pachniało drogim alkoholem czy perfumami, tylko zwykłą wodą kolońską. A jednak Staś oczarował mnie od pierwszych chwil. Zwykły, uśmiechnięty mężczyzna, jakich wiele. Tylko iż z nim można było porozmawiać, podyskutować, pośmiać się, a choćby czegoś go nauczyć. A co myślicie, nie mam nic do opowiedzenia 29-letniemu młokosowi?

Tak, Staś jest ode mnie młodszy i to dość znacznie. Ale ten fakt zupełnie mi nie przeszkadza. Tak samo jak jemu. Z nim jest mi dobrze, a jemu podoba się bycie ze mną. I jednocześnie w ogóle się nie wykorzystujemy: nie wyciągam od niego pieniędzy, bo ich po prostu nie ma. A on nie próbuje niczego ode mnie uzyskać. Bo wie, iż od razu to wyczuję. Podoba mi się nasz związek, sprawia, iż jestem szczęśliwsza i zdrowsza. Ale jest jeden smutny szczegół.

Nie, Stasiu nie pozostało żonaty. Po prostu nie mogłabym nic z nim zacząć, gdyby był zajęty. Problem jest inny: mama mojego młodego kawalera to Anna, moja „porządna” przyjaciółka. Wyobraźcie sobie, co będzie, jeżeli ona się o nas dowie. Przy czym Staś nie wie, iż przyjaźnię się z jego matką. Sama dowiedziałam się o tym zupełnie przypadkiem, i to po tym, jak z synem Ani zostaliśmy kochankami. I coś z tym trzeba zrobić.

Coraz częściej łapię się na myśli, iż martwię się o swoją „małą” tajemnicę. Staram się nie spacerować ze Stasiem w okolicy, gdzie mieszka jego mama. I w ogóle, najczęściej nasza trasa to taksówka — restauracja — dom. Niezbyt to piękne, ale co zrobić. Tak, rozumiem ironię: teraz sama stałam się jednym z tych „żonatych”, którzy bardzo martwią się o zachowanie swoich sekretów. W związku z tym pojawiło się we mnie zdecydowane pragnienie, by powiedzieć mojej przyjaciółce wszystko, jak jest. W końcu jej syn to już nie chłopiec, prawie 30 lat. Ale wiem, jaka będzie jej reakcja. Dobrze chociaż, iż córka już urodziła wnuka. Choć trochę euforii w życiu.

Tylko nie mogę zdecydować: powiedzieć swojemu kawalerowi o całej sytuacji teraz czy jeszcze trochę potrzymać go w nieświadomości? Tak nie chcę stracić swojego misia. Ale jeżeli będzie trzeba — będę musiała. Nie można zmuszać człowieka do bycia z tobą siłą. Ojej, no proszę. Już mówię jak feministka. Boże, do czego te uczucia mnie doprowadziły. Kto by pomyślał?!

Idź do oryginalnego materiału