Okazuje się, iż w sieci wiele kobiet narzeka na to, iż kiedy żyły w związku nieformalnym, ich codzienność była o wiele ciekawsza. Ze swoimi partnerami mogły bez powodu pójść do kawiarni, często spacerowały i czuły się lżej, swobodniej. Ale dosłownie zaraz po oficjalnym ślubie ich wspólne życie zaczęła odwiedzać wszystkim znana rutyna. Mężowie stali się bardziej poważni i wymagający, i zamiast nowego poziomu w związku pojawiło się tylko niespodziewane rozczarowanie. Ale wydawałoby się, dlaczego tak?
Odnoszę wrażenie, iż mężczyźni nie traktują poważnie dziewczyn, z którymi są w związkach. Dla nich to po prostu „trening”. A gdy wszystkie dokumenty są już podpisane, ślub odbyty, a krewni dobrze się znają — wtedy dopiero wszystko jest poważne. I nie trzeba już udawać miłego, romantycznego chłopaka. Można pokazać swoją prawdziwą naturę, ze wszystkimi jej plusami i minusami. Trochę to obłudne, prawda?
Teraz w Internecie pojawiło się wiele różnych doradczyń. One powiedzą ci, co kupić do domu, aby nie zakłócić „aury rodzinnego spokoju”, jakiej muzyki słuchać, aby przyciągnąć „strumienie pieniędzy”, a choćby jakiego mężczyznę wybrać, aby, cytuję: „Wasz związek był udany na wszystkich poziomach, nie tylko fizycznym i duchowym”. Co to za poziomy, do tej pory nie rozumiem. Jednak mój mężczyzna w pełni pasuje do opisu. Szkoda tylko, iż mój mąż jest nieformalny.
Z Anatolem chyba połączył nas sam los. Wizualnie od razu wpadł mi w oko, gdy tylko go zobaczyłam. Razem z przyjaciółką weszłyśmy do pewnej otwartej letniej kawiarni, a on już tam był. Siedział z kolegą, miło rozmawiał w swoich stylowych okularach przeciwsłonecznych. I wydawał się najbardziej prostym i szczerym człowiekiem ze wszystkich, których dane mi było spotkać. Chyba zbyt intensywnie zerkałam w jego kierunku, bo po jakichś piętnastu minutach sam podszedł do naszego stolika i zaproponował, żeby się poznać.
I tak minęły już całe 4 lata. Na początku bałam się rozczarować, myślałam, iż może z jakiegoś powodu mi nie odpowie i będzie smutno. W końcu jakaś bliska mi energia, która od niego emanowała, przyciągała mnie jak magnes. Okazało się jednak, iż Anatol sam w sobie jest godnym kawalerem. Bez nałogów, wysportowany i zadbany. Ma własne mieszkanie, a jego rodzice to bardzo zamożni ludzie. Dali swojemu synowi dobre wykształcenie i doskonałe wychowanie. Trudno było wyprowadzić Anatola z równowagi, a zawsze wyglądał oszałamiająco.
Jedyną jego słabą stroną było lenistwo i dążenie do dobrego życia. Często opowiadał mi historię o tym, jak w dzieciństwie omal nie utonął. Dlatego po tamtym zdarzeniu stara się brać od życia więcej. Trudno uwierzyć, ale człowiek, którego rodzice mogą sobie pozwolić na bardzo wiele, w tym trzypiętrowy dom, miniaturowy park samochodowy, mnóstwo służby… Sam siedział w długach. Bo „kieszonkowe” w jego wieku już mu się nie należą. A żyć na miarę swoich możliwości Anatol, niestety, nie potrafił. Kto chciałby ograniczać się w możliwościach po tym, jak poznał syte, bogate życie?
Rozumiałam, iż to problem. Ale widziałam tę sytuację po swojemu. Jedyny syn, bogaci rodzice. Czy naprawdę nie będą w stanie jakoś się dogadać? Oczywiście, iż będą, trzeba im tylko dać trochę czasu. Dlatego też cierpliwie znosiłam: mieszkaliśmy u niego, ale pieniądze na jedzenie i codzienne wydatki szły z mojego portfela. Jestem dziewczyną z miasta, a moi mama i tata też trochę osiągnęli. Więc nazwać nas biednymi nie odważyłabym się. Ale wszystko poznaje się w porównaniu.
Właściwie trudno to opisać, ale spróbuję. Mój dzień dzielił się na dwie części: kiedy pracowałam i byłam zajęta, nie mogłam choćby myśleć o Anatolu. W duchu przeklinałam go, słowo daję. Bo doskonale rozumiałam, iż podczas gdy ja tutaj siedzę w biurze — on odsypia. Potem ma śniadanie, jogging, gry wideo i spotkania z przyjaciółmi. Czasem umawiał się z nimi na jakąś finansową awanturę. I wtedy sprawa wyglądała następująco: w 20% przypadków mógł przynieść do domu jakieś pieniądze, za które kupował różne drogie drobiazgi, albo wydawaliśmy wszystko na wyjścia do restauracji. W pozostałych 80% przypadków tracił pieniądze, a jego długi w związku z tym tylko rosły. Ale sam jakby tego nie zauważał i tylko wzruszał ramionami.
Dlatego w pracy nie mogłam znieść Anatola. Po prostu mnie wkurzał. Ale potem, gdy kończył się dzień pracy i wracałam do domu… Miłość, jak tsunami, ogarniała mnie od stóp do głów. Nagle uświadamiałam sobie, iż bardzo zdążyłam się stęsknić za swoim mężczyzną. Że on jest wszystkim, czego potrzebuję, i żadne moje głupie myśli nas nie rozdzielą. Mogłam przyjść z dwoma siatkami zakupów, zmęczona i przygarbiona. A on witał mnie w swoich kolorowych szortach, a ja po prostu topniałam jak śnieżynka. I tak działo się za każdym razem. Dlatego praktycznie nie mieliśmy żadnych kłótni. Po prostu nie mogłam zmusić się do złości na Anatola, gdy był obok.
Myślę, iż dalej żylibyśmy w podobnym rytmie, gdyby pewnego dnia mój mężczyzna nie zaproponował mi, bym została jego żoną. Ale chwileczkę, nie spadajcie z krzeseł i nie otwierajcie szampana. To nie były oświadczyny, jak należy: z klęknięciem na jedno kolano, w jakiejś romantycznej scenerii. Nie, to była po prostu propozycja. Wyszliśmy na spacer, potem zachciało nam się pójść do kina. I po seansie, koło szatni, Anatol nagle spojrzał na mnie i powiedział: „Słuchaj, a może weźmiemy ślub?”
W domu wyjaśnił swoją pozycję, czym tylko pogorszył sytuację i mój i tak kiepski nastrój. Chodziło o to, iż Anatol w końcu zaczął rozumieć, iż musi jakoś poradzić sobie ze swoimi długami. Widocznie „wierzyciele” zaczęli aktywniej domagać się swoich należności. A ponieważ w żadnych prognozach o nadchodzącym deszczu pieniędzy nie było ani słowa, trzeba było wykazać jakąś aktywność. I mojemu narzeczonemu nie przyszło do głowy nic mądrzejszego, jak zorganizować wesele i zaprosić na nie swoich rodziców i ich przyjaciół. A co, prezenty ślubne, według jego obliczeń, kilkakrotnie zwrócą każdą, choćby najdroższą ceremonię.
Innymi słowy, chciał zrobić „fałszywy” ślub, a w zaproszeniu zaznaczyć, iż młodej parze nie potrzeba prezentów, więc lepiej przynieście od razu pieniądze w kopertach. I to jak najwięcej. Schemat jasny i nawet, można powiedzieć, dość banalny. Ale od tego momentu mój przyszły „narzeczony” ukazał mi się w zupełnie innym świetle. Zrozumiałam, iż może być bardzo przebiegły, jeżeli chodzi o jego własne korzyści. A przecież wcześniej uważałam go po prostu za krótkowzrocznego bogacza, którego przestali utrzymywać mama i tata. Ale o dobrodusznym usposobieniu, bez fałszu.
W związku z tym zaczęłam zastanawiać się nad wspólną przyszłością z takim człowiekiem. Kto wie, może i mnie wykorzystuje, mieszkając w moim mieszkaniu? A jeżeli znajdzie sobie dziewczynę młodszą lub bogatszą, czy mam pewność, iż Anatol nie zostawi mnie następnego dnia? Może to po prostu jego reakcja na stres i nie ma to nic wspólnego z lojalnością? Przecież wydawaliśmy wszystkie jego pieniądze przez cały czas, gdy mieszkaliśmy razem. Czy zachowywałby się tak z osobą, której nie kocha? choćby nie wiem. Tak samo jak nie wiem, czy powinnam wychodzić za mąż w takiej sytuacji. Tyle myśli zwaliło się naraz, a nikt nie daje sensownej rady. Milczy choćby Internet, niestety. I co tu robić?