Kiedy myślimy o balkonach, wyobrażamy sobie przestrzeń z widokiem na zieleń, niebo lub miejskie życie. Tymczasem w mieście Kraka powstały konstrukcje, które wymykają się wszystkim standardowym definicjom. Budynek przy ulicy Horaka wzbudził żywą dyskusję, a zdjęcia podziemnych balkonów błyskawicznie obiegły internet. To przykład szerszego problemu, który coraz bardziej rzuca cień na polskie miasta. Czy można zatrzymać patodeweloperkę?
REKLAMA
Zobacz wideo Czy młodych będzie stać na kupno mieszkania? "Współczuję wam"
Na czym polega patodeweloperka? "Podziemne balkony" są tego doskonałym przykładem
Na pierwszy rzut oka wyglądają jak zwykłe tarasy - niewielkie przestrzenie, które powinny oferować chwilę oddechu na świeżym powietrzu. Jednak ich lokalizacja wywołuje zdziwienie i uśmiech politowania. Balkony w budynku przy ulicy Horaka w Krakowie znalazły się... poniżej poziomu gruntu. Zamiast widoku na zieleń czy miejskie życie, użytkownicy otrzymują betonowe ściany. Nic dziwnego, iż internauci nie szczędzą ironii i żartów. Pod postem na profilu Łukasza Gibały, radnego Krakowa, możemy przeczytać wiele drwiących komentarzy.
A teraz jestem ciekaw, jak to będzie, gdy spadnie 200 litrów deszczówki w krótkim czasie. Czy balkon zostanie przeadoptowany na basen?
Oni, jakby mogli, to by choćby w piwnicy zrobiliby balkon
Wygląda jak deptak w więzieniu
- pisali komentujący.
Nie chodzi jednak tylko o internetowe żarty. Problem jest znacznie głębszy, dosłownie i w przenośni. - Patodeweloperka w Krakowie kwitnie - przyznał w rozmowie z portalem natemat.pl, krakowski radny. Jego zdaniem "podziemne balkony" to przykład kreatywności deweloperów, którzy, zamiast dbać o komfort mieszkańców, szukają sposobów na maksymalne wykorzystanie dostępnej przestrzeni, często kosztem jakości życia. Podobne absurdy, takie jak mikrokawalerki czy podzielone na kilkanaście mieszkań domy jednorodzinne, pokazują, iż problem narasta. Tego typu inwestycje nie tylko rażą wizualnie, ale także wpływają na codzienność mieszkańców. Brak przestrzeni, przeciążona infrastruktura czy wątpliwa funkcjonalność budynków to cena, jaką muszą płacić za deweloperską pomysłowość. - jeżeli Kraków będzie w ten sposób zabudowywany, nasze miasto coraz bardziej zacznie przypominać slums z państw Trzeciego Świata - ostrzegł Gibała.
Rozpędzona patodeweloperka w Polsce ma się całkiem dobrze. Czy ktoś ją zatrzyma?
Powstrzymanie urbanistycznych absurdów wymaga skuteczniejszych regulacji prawnych i ich konsekwentnego egzekwowania. w tej chwili lokalne władze i inspektoraty budowlane starają się reagować, ale tempo tych działań często pozostawia wiele do życzenia. - Decyzje sądowe czy administracyjne pojawiają się dopiero wtedy, gdy lokale są już sprzedane i zamieszkane - zauważył Łukasz Gibała. Zmiany zaczynają się od dobrych przepisów i większej kontroli, najlepiej jeszcze na etapie planowania inwestycji.
Sprawdź: Uwielbiana przez Polaków wyspa wprowadza ograniczenia. Za złamanie przepisów choćby 51 tys. zł kary
Ważna jest też edukacja kupujących - wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jakie konsekwencje może mieć zakup mieszkania w budynku, który powstał "na dziko". Większa transparentność i łatwy dostęp do informacji o inwestycjach mogłyby skutecznie zmniejszyć zainteresowanie takimi lokalami. Przykład z Krakowa pokazuje, iż mieszkańcy i media odgrywają istotną rolę, nagłaśniając absurdalne przypadki. To dzięki nim władze i deweloperzy mogą poczuć presję. Mimo wszystko, bez systemowych rozwiązań, urbanistyczny chaos może stać się smutną normą w polskich miastach.