Na skrzydłach wolności

newsempire24.com 10 godzin temu

Na ptasich prawach

Pani Halino, dziś o szóstej jest wywiadówka u Jacka. Musicie iść do szkoły, bo my z Robertem nie zdążymy. Żebyście nie zapomnieli, zadzwonię koło piątej i przypomnę wyrecytowała synowa Kinga z przedpokoju, jednocześnie poprawiając szminkę.

Kingo, może jednak wy sami? Słuch mam słaby. Tam tyle rodziców. Wszyscy coś proponują, a ja tylko się denerwuję odparła Halina Kowalska, wychodząc ze swojego pokoju.

Pani Halino, no przecież Robert pracuje do nocy, a ja mam raporty. Wy i tak siedzicie w domu! Znowu to samo zirytowała się Kinga.

Kingo, nie siedzę bezczynnie. Sprzątam, robię zakupy, gotuję obiad dla Jacka A mam już sześćdziesiąt siedem lat upierała się Halina.

Widzę, iż wam dziś rano zachciało się awantury. Będziecie mi wypominać, iż gotujecie wnukowi zupę. To wasz jedyny wnuk, przypominam! Robert, no mów coś! Kinga była już wściekła, zwracając się do męża.

Mamo, no przecież. Idźcie i tyle. Posiedzicie, posłuchacie. Jak powiedzą, żeby zebrać pieniądze, od razu piszcie, przeleję. Przecież to nic trudnego. Nie rozumiem, po co ta dyskusja spokojnie odpowiedział Robert, syn Haliny.

Nie ważne. I tak dziś nie mogę. Miałam swoje plany cicho powiedziała Halina.

No to zajmijcie się swoimi planami. Wszyscy przyjdą rodzice, a nasz jak sierota będzie! Dziękuję za zepsuty humor! krzyknęła Kinga i wyszła z mieszkania, trzaskając drzwiami.

Właśnie, iż wszyscy rodzice powiedziała Halina i wróciła do swojego pokoju.

Robert jeszcze chwilę postał w przedpokoju, poprawił krawat przed lustrem, wziął laptopa i też wyszedł.

Wychodzę. Jacek, nie spóźnij się do szkoły na pierwszą lekcję. Po tych słowach drzwi znów się zatrzasnęły.

W mieszkaniu zapanowała cisza

Dwunastoletni Jacek był już ubrany do szkoły. Kilka minut przed wyjściem postanowił spędzić czas pożytecznie pograć na konsoli. Siedział w słuchawkach i nie słyszał, co działo się w mieszkaniu. A adekwatnie nie słyszał nic

Halina siedziała w swoim pokoju na małej kanapie i patrzyła przez okno. Przez pięć lat, które spędziła w tej maleńkiej izdebce, zdążyła dokładnie poznać widok za szybą. Róg sąsiedniego bloku, brzoza, krzaki dzikiej róży i kawałek placu zabaw wszystko to było jej boleśnie znajome. Bo większość wolnego czasu wieczorami i w weekendy spędzała właśnie tak siedząc na kanapie i wpatrując się w okno. Od dawna towarzyszyło jej uczucie, iż w mieszkaniu syna przypisano jej rolę niańki i służącej. I tak właśnie było. A przecież kiedyś żyła zupełnie inaczej

Halina urodziła się w zwyczajnej rodzinie. Od dziecka była skromną i grzeczną dziewczynką. Wszystko miała jak inni: szkoła, studia, pierwsza praca po rozdysponowaniu. Nie została w obcym mieście. Wróciła w rodzinne strony.

Zatrudniła się w miejscowej fabryce. Tam poznała przyszłego męża. Młody kierownik działu, Witold, od razu spodobał się dziewczynie. On też ją polubił. Po kilku miesiącach wzięli ślub. Potem urodził się synek Robert.

Halina marzyła jeszcze o córce. Ale szczęśliwym planom nie było dane się spełnić. Pewnego dnia do fabryki przyjechała młoda technolog z miasta. Mówili, iż na dłuższą delegację, żeby uruchomić nowe maszyny. Danuta, bo tak miała na imię przyjezdna, rzeczywiście uruchomiła produkcję. A przy okazji zabrała Halinie męża.

Z początku kobieta wierzyła, iż mąż wróci do rodziny. Ale Witold sam wnioskował o rozwód, mówiąc, iż zawsze marzył o życiu w dużym mieście. A tu taka okazja Danuta kobieta atrakcyjna, z mieszkaniem i miejską legitymacją. W skrócie, Witold wyjechał, by zacząć nowe życie, zostawiając Halinę z małym synem. Prawda, iż alimenty płacił regularnie zgodnie z wyrokiem, ale życiem syna specjalnie się nie interesował.

Halina nigdy szczególnie nie narzekała na los. Ciężko pracowała, starała się dać synowi wszystko, co najlepsze, i wychować Roberta na porządnego człowieka. Jedyną rzeczą, która jej się nie podobała, był fakt, iż syn odziedziczył jej charakter był taki sam łagodny, cichy i dobroduszny.

Robert dorósł, poszedł na studia. Pewnego dnia oznajmił matce, iż w weekend przyprowadzi do domu swoją dziewczynę przyszłą żonę. Nie można powiedzieć, iż Halina ucieszyła się z tej wiadomości. Przywykła do życia z synem, a teraz miała zostać sama w małym dwupokojowym mieszkaniu. Modliła się, żeby Roberta spotkała dobra dziewczyna, żeby od razu znalazł wspólny język z rodziną.

W weekend, jak obiecał, przyprowadził ukochaną Kingę. Halinie synowa nie przypadła do gustu. Owszem, ładna i zadbana, ale zbyt żywiołowa i pewna siebie. Wyobrażała sobie syna z kimś skromniejszym. Ale nie wtrącała się. W końcu Robert był dorosłym mężczyzną, sam powinien zdecydować, z kim mu będzie lepiej.

Wkrótce wzięli ślub. Na początku Robert i Kinga mieszkali w wynajętym mieszkaniu. Potem uzbierali na własne kawaler

Idź do oryginalnego materiału