Trudno wyobrazić sobie coś trudniejszego dla ojca niż uczucie, iż własne dzieci stały się gośćmi we własnym domu. Kiedy one, mając wszelkie możliwości samodzielnego życia, przez cały czas pozostają pod rodzicielskim dachem, korzystając z dobroci i bezgranicznej miłości matki. Jak postąpić, gdy pragnienie poproszenia ich o wyprowadzkę staje się nie do zniesienia, ale strach przed zepsuciem relacji z żoną powstrzymuje?
Kiedyś wraz z żoną włożyliśmy mnóstwo wysiłku, aby zapewnić sobie i dzieciom godne życie. Przez lata małżeństwa zarobiliśmy na dom za miastem i dwa mieszkania. Wierzyliśmy, iż mieszkania dla naszych dzieci staną się początkiem ich samodzielnego życia. Ale zamiast żyć normalnie (każdy u siebie), wciąż jesteśmy wszyscy w jednym domu.
Mimo posiadania własnego mieszkania, syn i córka mieszkają z nami. Dzieci znajomych w ich wieku (oboje mają prawie 30 lat) już dawno mają własne rodziny, dzieci i żyją osobno. Naszym zaś, jak się wydaje, to nie jest potrzebne – w pełni odpowiada im życie „dla siebie” i siedzenie na karku rodziców.
Mało tego, iż żona karmi syna i córkę, większość sprzątania robi za nich, to jeszcze z wynajmu swoich mieszkań otrzymują dochód i nie muszą specjalnie przejmować się pracą – żyć nie umierać!
Oczywiście w zaistniałej sytuacji winna jest przede wszystkim nasza miękkość z żoną – trzeba było od razu, po zakupie dla nich mieszkań, spakować im walizki i wyprawić w dorosłe życie.
Ale ulegliśmy namowom dzieci i postanowiliśmy dać im możliwość zaoszczędzenia pieniędzy, tak na start. Kto by pomyślał, iż wszystko tak się przeciągnie…
Oni lubią to, iż można otrzymywać pieniądze nie pracując (mieszkamy w stolicy, więc dochód z mieszkań mają dobry). Żona, zamiast cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem na emeryturze, cały dzień coś robi w gospodarstwie, stara się wszystkim dogodzić.
Dzieci oczywiście nie są najgorsze: mogą pomóc i coś do domu kupić, ale widzę, jak korzystają z dobroci i bezinteresowności swojej matki. Zauważam, jak od czasu do czasu wyłudzają od niej drobne sumy pieniędzy lub proszą, żeby coś dla nich zrobiła. Od dawna to obserwuję i moja cierpliwość jest już na wyczerpaniu.