MOJA CÓRKA I ZAJEK ZMARLI 2 LATA TEMU – AŻ PEWNEGO DNIA MOJE WNUCZKI KRZYKNĘŁY: «BABCIU, PATRZ, TO NASZA MAMA I TATA!»

twojacena.pl 1 dzień temu

Moja córka i zięć zginęli dwa lata temu aż pewnego dnia moje wnuki krzyknęły: Babciu, patrz, to nasza mama i tata!

Byliśmy na plaży w Gdańsku, gdy nagle dzieci wskazały na pobliską kawiarnię. Serce zamarło mi w piersi, gdy usłyszałam ich słowa, które wywróciły mój świat do góry nogami. Para przy stoliku wyglądała dokładnie jak ich rodzice, którzy odeszli dwa lata wcześniej.

Żałoba zmienia człowieka w sposób, którego się nie spodziewasz. Czasem to tępy ból w klatce, innym razem uderza jak pięścią w twarz.

Tego ranka w kuchni, wpatrując się w anonimowy list, czułam mieszankę nadziei i przerażenia.

Dłonie mi drżały, gdy czytałam po raz kolejny: Oni naprawdę nie odeszli.

Biała kartka niemal parzyła mi palce. Myślałam, iż ogarniam żałobę, iż buduję stabilne życie dla moich wnuków, Antka i Piotrusia, po stracie córki Kingi i jej męża Marcina. A tu nagle ta notka uświadomiła mi, jak bardzo oderwałam się od rzeczywistości.

Mieli wypadek dwa lata temu. Pamiętam ich pogrzeb i pytania dzieci: Kiedy mama i tata wrócą?

Minęły miesiące, zanim uwierzyły, iż rodzice już nie wrócą. Rozdzierało mi serce, gdy musiałam tłumaczyć, iż choć zostaliśmy sami, zawsze będę przy nich.

A teraz ten list. Jak to możliwe? szepnęłam, osuwając się na krzesło. Ktoś sobie żartuje?

Miałam już go wyrzucić, gdy zadzwonił telefon.

To był bank powiadomienie o transakcji na karcie Kingi, którą trzymałam tylko po to, by mieć jakąś jej pamiątkę.

Jak? Przecież ta karta od dwóch lat leży w szufladzie!

Zadzwoniłam natychmiast do banku.

Dzień dobry, tu Krzysztof. W czym mogę pomóc?

Chciałabym sprawdzić ostatnią transakcję na karcie córki, wyjaśniłam.

Po chwili usłyszałam: Proszę pani, to była transakcja na kartę wirtualną powiązaną z kontem.

Wirtualną? Nigdy takiej nie zakładałam!

Może być aktywna osobno. Czy ją zablokować?

Nie, proszę zostawić. Kiedy ją utworzono?

Tydzień przed przed datą śmierci pani córki.

Zimno przeszło mi po plecach.

Później zadzwoniłam do przyjaciółki, Basi. To niemożliwe, powiedziała. Musiał być błąd.

Ktoś chce, żebym uwierzyła, iż żyją. Ale po co?

Transakcja była niewielka 100 zł w kawiarni Pod Kaszubską Różą. Część mnie chciała tam iść, ale bałam się, co znajdę.

W sobotę byliśmy na plaży. Dzieci bawiły się w płytkiej wodzie, a ja z Basią leżałyśmy na ręcznikach. Nagle Antek krzyknął:

Babciu, patrz! To mama i tata!

Trzydzieści metrów dalej przy stoliku siedziała kobieta z rudymi włosami tak jak Kinga i mężczyzna przypominający Marcina.

Zostań z dziećmi, szepnęłam do Basi i ruszyłam w ich stronę.

Wstali i poszli wąską ścieżką wśród trzcin. Szłam za nimi, ukryta w tłumie. Rozmawiali, śmiali się. Ona poprawiała włosy za ucho tak jak Kinga. On lekko utykał tak jak Marcin.

To ryzykowne, Emilio, powiedział.

*Emilio?*

Doszli do domku wśród kwitnących powojów. Wyjęłam telefon i wybrałam 997.

Po chwili podeszłam do drzwi i zadzwoniłam.

Otworzyła Kinga. Zbladła.

Mamo? Skąd

Za nią stanął Marcin. W tle słychać było policyjne syreny.

Jak mogliście? Drżałam z gniewu. Wiedzieliście, przez co przeszliśmy!

Funkcjonariusze gwałtownie pojawili się na miejscu.

Będziemy musieli zadać kilka pytań, powiedział jeden z nich.

Kinga i Marcin zaczęli się tłumaczyć.

Nie mieliśmy wyjścia, mówiła Kinga przez łzy. Pożyczki, groźby Nie chcieliśmy, by dzieci w to wpadły.

Myśleliśmy, iż uciekając, damy im lepsze życie, dodał Marcin.

Przyznali, iż upozorowali śmierć, by uwolnić się od wierzycieli. Zmienili nazwiska na Emilia i Marek, wyjechali do Szczecina.

Ale nie wytrzymałam, szlochała Kinga. Musiałam ich zobaczyć.

Gdy skończyli, Basia przywiozła dzieci.

Mamo! Tato! biegli, rozpromienieni.

Kinga przytuliła je mocno. Tak bardzo za wami tęskniłam Przepraszam.

Patrzyłam na to i myślałam: *Ale jakim kosztem?*

Policja pozwoliła na krótkie pożegnanie.

Niestety, grożą im poważne zarzuty, powiedział starszy funkcjonariusz.

A dzieci? spytałam, patrząc na zmieszane buzie Antka i Piotrusia.

To pani musi im wytłumaczyć.

Wieczorem, gdy dzieci spały, wzięłam list do ręki. *Nie odeszli.*

Mieli rację. Nie odeszli wybrali odejście. I to chyba boli jeszcze bardziej.

Nie wiem, czy uchronię je przed bólem, szepnęłam w ciszy. Ale będę próbować.

Czasem zastanawiam się, czy powinnam była dzwonić na policję. Może powinnam była dać córce szansę? A może postąpiłam słusznie? Co wy byście zrobili?

Idź do oryginalnego materiału