No i poszłuchaj, co się wydarzyło. Mój mąż i jego kochanka wymienili zamki, gdy byłam w pracy ale nie mieli pojęcia, co ich czeka.
Stałam przed drzwiami naszego mieszkania w Warszawie z kluczem, który już pasował, i czułam, jak serce mi się kraje. Nasz związek, który tak starannie tworzyliśmy, rozpadł się w mgnieniu oka. Ale mój niewierny mąż i jego kochanka choćby nie podejrzewali, iż ich czeka lekcja, której nigdy nie zapomnieją.
Marek, już prawie dziesiąta mój głos drżał, gdy dzwoniłam do niego wieczorem. Obiecałeś, wrócisz o siódmej!
Rzucił klucze na półkę, choćby na mnie nie patrząc.
Praca, Kinga. Co mam powiedzieć szefowi? Że muszę biec do żony? w jego głosie było tyle irytacji, jakbym była ciężarem.
Przełknęłam urazę, patrząc na stół, który nakryłam na naszą kolację z okazji naszego święta. Dwie świeczki migotały obok tortu, który kupiłam w przerwie na lunch.
Tak, Marek. Właśnie to mogłeś zrobić. Chociaż raz skrzżowałam ręce, walcząc z łzami. Dzisiaj jest nasz dzień.
W końcu spojrzał na stół. Jego twarz zesztywniała, gdy zrozumiał.
Cholera, Kinga, zapomniałem mrużnął, przeciągając dłonią po włosach.
No tak odpowiedziałam chłódno, czując, jak wszystko we mnie się zaciska.
Nie zaczynaj machnął ręką. Pracuję dla nas, wiesz o tym.
Uśmiechnęłam się gorzko.
Dla nas? powtórzyłam. Ty prawie nie bywasz w domu, Marek. Kiedy ostatnio jedliśmy razem kolację? Oczyliśmy film? Po prostu rozmawialiśmy jak mąż i żona?
To nie fair skrzywił się. Buduję karierę, żebyśmy mieli przyszłość.
Jaką przyszłość? Żyjemy jak obcy pod jednym dachu! mój głos się załamał. Zarabiam więcej niż ty, nie musisz się zasłaniać utrzymaniem rodziny.
Jego twarz spochyurniała.
Oczywiście, musisz mi o tym powiedzieć odpowiedział szyderczo. Jak mogę dorównać swojej tak świetnej żonie?
Nie to miałam na myśli
Dość, Kinga. Idę spać przerwał i wyszedł, zostawiając mnie samą z zimnym tortem i zgaszonymi świeczkami.
Zdmuchnęłam je, szepcząc sobie, iż wszystko się ustawi. To mój mąż. Kocham go. W małżeństwie bywają trudności, prawda? Wszyscy tak mówią.
Jakże mnie to myliło, iż wybaczyłam mu tak łatwo.
Byliśmy z Markiem małżeństwem od 3 lat, ale ostatni rok to był powolny, bolesny rozpad. Nie mieliśmy dzieci i patrzę wstecz z wdzięcznością za to. Moja praca jako dyrektor marketingu zapewniała większość naszych dochodów, a Marek, menedżer sprzedaży, ciągle narzucał się o stres, długie godziny, podróże o wszystkim, tylko nie o prawdzie, którą poznałam za późno.
Trzy tygodnie po zrujnowanej rocznicy wróciłam do domu wcześniej niż zwykle bolała mnie głowa. Chciałam tylko wziąć tabletkę i paść na łóżko. Ale gdy podjechały pod nasze mieszkanie na warszawskim osiedlu, zauważyłam coś dziwnego. Klamy i zamek, kiedyś mosiężne, teraz lśniły nowym, szybrnistym odcieniem.
Co jest? szepnęłam, próbując włożyć klucz. Nie pasował.
Spróbowałam jeszcze raz bez skutku. Sprawdziłam adres. To na pewno był nasz dom.
I wtedy zobaczyłam kartkę przyklejoną do drzwi. Znane mi pismo Marka wbiło się w oczy: To już nie twój dom. Szukaj sobie innego miejsca.
Świat mi się zawalił. Kazało się, iż krew w żyłach zamarzła.
Co jest kur?! wyrwało mi się.
Zaczęłam walić w drzwi, krzycząc jego nazwisko. W końcu się otworzyły. Przede mną stał Marek, a za nim kobieta w moim kaszmirowym szaliku, prezent od mamy.
Prawda? mój głos drżał z wściekłości i bólu.
Kinga, posłuchaj skrzyżował ręce, uśmiechając się. Ja idę dalej. Teraz jestem z Jagodą. Potrzebujemy tego miejsca. Idź do kogoś.
Jagoda. Ta sama tylko koleżanka z pracy, o której opowiadał od miesięcy. Podeszła bliżej, z rękami na biodrach, i wyzywająco oznajmiła:
Twoje rzeczy są w pudłach w garażu. Zabierz je i wynoś się.
Patrzyłam na nich, nie wierząc własnym oczom. Potem odwróciłam się i poszłam do samochodu, czując, jak w środku narasta determinacja. Myśleli, iż mogą mnie wyrzucić jak śmieć i wyjść na tym bez szwanku. Ale nie zamierzałam się poddać. Potrzebowałam planu. Mocnego, przemyślanego planu.
Wiedziałam, do kogo się zwrócić.
Kinga? Boże, co się stało? moja siostra Ola otworzyła drzwi do swojego mieszkania, zrozumiała mój wyraz twarzy i wciągnęła mnie do środka. Co się dzieje?
Upadłam na swoją kanapę, a historia wylała się z łóżkami.
Świnia! syknęła Ola, gdy skończyłam. A ta Jagoda włożyła twój szalik?
Prezent od mamy płakałam, przecierając oczy. Ten kaszmirowy, z zeszłej rocznicy.
Ola wpadła do kuchni i wróciła z dwoma kieliszkami wina. Pijemy, a potem wymyślimy, jak ich doprowadzić do ładu.







