Wiola nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak wypoczęta. Jej służbowy wyjazd został przesunięty o kilka godzin, więc bez słowa wyłączyła telefon i rozłożyła się wygodnie na łóżku. Dopiero co wróciła ze wsi, gdzie spędziła dwa dni bez chwili wytchnienia: sprzątanie, gotowanie, pranie – wszystko to pod nieustannym ostrzałem teściowej i męża.
Według teściowej, Wiola „zmarnowała” męża, zarabiała za mało, bo przecież to jej pieniędze utrzymywały całą rodzinę, a oni rzekomo głodowali. Marek, jej mąż, tylko potakiwał matce, twierdząc, iż Wiola mogłaby znaleźć dodatkową pracę, skoro wraca z biura tak wcześnie i choćby nie musi gotować.
„Obejrzyj, jak myje podłogę” pouczała teściowa jej męża. „Godzinami szoruje, a mogłaby zająć się praniem.”
Nie wytrzymując, Wiola odparła, iż gdyby choć raz na tydzień sami umyli podłogę, nie byłaby taka brudna. Lepiej było milczeć zaraz zaczęła się skoordynowana krytyka. Zamknęła oczy i spokojnie zaproponowała:
„Przecież proponowaliśmy wam przeprowadzkę do miasta. Wtedy i Marek, i ja moglibyśmy się wami zająć, a on nie musiałby rezygnować z pracy.”
Marek wpadł w furię, podskakując do niej:
„Więc ja mam harować na całą rodzinę, a potem jeszcze opiekować się matką? Chyba masz zamiast serca kamień.”
Wiola nie czekała na ciąg dalszy po prostu wyszła z domu i usiadła na ławce pod bramą.
„Wiolka, co się stało?” przed nią stała sąsiadka Kasia. Dopiero po chwili Wiola ją rozpoznała znały się jeszcze sprzed ślubu i od razu polubiła tę kobietę.
„Cześć, Kasieńko” westchnęła.
„Znów rodzinka daje ci w kość?” spytała sąsiadka.
„Nie mów…”
„Wiesz, to nie moja sprawa, ale nie rozumiem, dlaczego ich utrzymujesz. Twój mąż siedzi w domu, a wy choćby nie żyjecie razem. Po co ci to?”
„Nie wybraliśmy takiego życia, Kasia. Nie możemy przecież zostawić jego matki w takim stanie. Jak wyzdrowieje, Marek wróci do pracy.”
„Ona pewnie przebiegnie maraton, jeszcze nas wszystkich na plecach przenosząc” zaśmiała się Kasia. „Moim zdaniem udaje chorobę. A ty byłaś kiedyś inna. Co oni ci zrobili?”
„Nie wiem… Po prostu…” wzruszyła ramionami. „Jakby co, wpadaj.”
Gdy zadzwonił telefon, Wiola zobaczyła, iż to szef. Powiadomił ją, iż wyjazd służbowy odbędzie się następnego dnia w południe. Ucieszyła się dodatkowe pieniądze zawsze się przydawały, a wyjazdy były dobrze płatne. To też świetny sposób, by uniknąć ciągłych telefonów od Marka i jego matki, które kosztowały ją nerwów.
Gdy poinformowała domowników o wyjeździe, atmosfera choćby się rozluźniła. Wieczór minął spokojnie, choć przed snem położyli się osobno Marek nie chciał denerwować matki. Wiola nie protestowała, choćby ucieszyła się. Była zbyt zmęczona po sprzątaniu i gwałtownie zasnęła.
O drugiej w nocy obudziła ją teściowa:
„Śpisz? Nie słyszysz, iż cię wołam?”
Kilka razy mrugnęła, wciąż senna.
„Chyba mocno zasnęłam. Co się stało?”
„Podaj mi tabletki.”
Wiola spojrzała na nią: odległość do jej fotela była większa niż do szafki z lekami czy do syna. Ale wstała. Zasnęła dopiero o piątej, a wstała o 6:30. Do miasta dojechała zmęczona jak po całym dniu pracy. Gdy usłyszała, iż wyjazd został przełożony, omal nie podskoczyła z radości. Wyłączyła telefon i padła na łóżko. Teraz czuła się wypoczęta i wolna.
Zdażyła się choćby spokojnie ucharakteryzować i dojechać na dworzec. Nie przejmowała się, iż była pomyłka z miastem i teraz jedzie gdzie indziej ważne, iż odpoczęła.
Godzinę wcześniej dostała zaliczkę na wyjazd, ale po raz pierwszy postanowiła nie wysyłać pieniędzy mężowi, choć sama nie wiedziała, co się zmieniło. Ostatnio oddała większość pensji, a teraz chciała zostawić coś dla siebie.
Zostało dwadzieścia minut do odjazdu pociągu, więc wstąpiła po wodę do kiosku. Przyspieszając kroku, zobaczyła Marka przy kwiaciarni. Opanowało ją niedowierzanie przecież miał opiekować się chorą matką! Mówił, iż jest tak źle, iż boi się ją zostawić samą! A tu kupuje bukiet.
Zatrzymała się i śledząc go, pomyślała: a może te kwiaty nie są dla niej, tylko dla innej kobiety? Ta myśl jej się nie spodobała, ale ziarno wątpliwości już w niej zasiano. Zostało dziewięć minut, ścisnęła bilet i ruszyła za mężem, widząc, jak wsiada do taksówki. gwałtownie zatrzymała kolejną i krzyknęła do kierowcy:
„Jedź za nim, zapłacę podwójnie!”
Kierowca, zaciekawiony jej prośbą, zmarszczył brwi, ale przystał i ruszył. Przez okno Wiola zobaczyła, jak Marek obejmuje i całuje inną kobietę, wręczając jej kwiaty, zanim wsiadła do auta. Czując, jak wszystko w niej się przewraca, usłyszała komentarz kierowcy:
„Może nie jest tak, jak myślisz.”
Dopiero wtedy spojrzała na niego i zorientowała się, iż wygląda zbyt dobrze jak na taksówkarza.
Nigdy wcześniej nie jeździła tak luksusowym samochodem. Zastanawiała się, czy może coś się w jego życiu wydarzyło i teraz udaje kierowcę. Gdy tak myślała, auto skręciło w ich podwórko i zatrzymało się przed blokiem, w którym mieszkała. Zobaczyła Marka i nieznajomą wchodzących do klatki. Łzy napłynęły jej do oczu.
Więc gdy ona jest w delegacji, a „chora” teściowa na wsi, on przyprowadza kogoś do jej mieszkania?
„Pójdziemy tam?” spytał kierowca ze współczuciem.
„Nie, nie ma sensu.”
„Słusznie. I tak spóźnisz się na pociąg. A dokąd miałaś jechać?”
Wymieniła miasto oddalone o dwieście kilometrów.
„To głupota. Wypijemy kawę, uspokoisz się, a potem cię zawiozę” zaproponował.
„Nie mam tyle na taksówkę.”
„A gdzie ty widzisz taksówkę? Właśnie przywiozłem ojca na pociąg. Co lato jeździ do siost







