Wanda i Krzysztof szykowali się do ślubu. W przeddzień ceremonii matka panny młodej, Bożena, przyjechała poznać przyszłą swachę. Spotkanie odbyło się w domu matki Krzysztofa – Krystyny. Omówili szczegóły wesela, zasiedli przy suto zastawionym stole. Następnego ranka Bożena zbierała się do drogi. Wanda wyszła ją odprowadzić.
„No i jak ci Krzyś?” – zapytała, patrząc na matkę.
„Dobra partia” – uśmiechnęła się Bożena, ale westchnęła ciężko.
„Mamo, co się stało?” – zdziwiła się Wanda.
„Córeczko, trzymaj się z dala od jego matki. Jeszcze wiele o niej nie wiesz.”
Słowa te niedługo nabrały znaczenia.
Gdy Wanda odkryła, iż teściowa planuje zamieszkać z nimi, stanęła przed mężem i oświadczyła twardo:
„Wybieraj: albo ja, albo twoja matka.”
„Nie zamierzam niczego wybierać” – odpowiedział spokojnie Krzysztof. „Żyjemy tak, jak żyliśmy, a mama niech rozwiązuje swoje problemy sama.”
„Więc nie pozwolisz, by się do nas wprowadziła?”
„Już jej to powiedziałem.”
„I co na to?”
„Uraziła się. Nazwała mnie niewdzięcznikiem i obiecała, iż jeszcze pożałuję.”
„Przewidywalne…”
Krystyna wyszła na emeryturę wcześnie – lata spędziła jako stewardesa.
„Dość. Odpracowane” – zdecydowała, otrzymawszy wysoką emeryturę, znacznie wyższą niż przeciętna.
Lecz gwałtownie zrozumiała – dla jej stylu życia to za mało. Rozwiązanie nasunęło się samo: przerzucić koszty na syna.
„Wychowałam cię, dałam ci wykształcenie. Teraz twoja kolej – spłacić dług wobec matki” – oznajmiła, gdy Krzysztof skończył zaledwie 23 lata. „Od przyszłego miesiąca płacisz za mieszkanie i jedzenie.”
„Dobrze” – odparł. „Ale skoro ja utrzymuję rodzinę, to nie wtrącasz się w moje życie.”
Zgodziła się – i, trzeba przyznać, nie przeszkadzała. Życie syna kilka ją obchodziło. Krzyś głównie wychowywał się u dziadków, podczas gdy ona układała sobie życie – bezskutecznie.
Minęły lata. Syn dorósł, wprowadził się do niej w liceum. Przez pięć lat regularnie płacił rachunki, utrzymywał matkę. Ona zaś żyła pełnią życia, wydając emeryturę wyłącznie na siebie.
Gdy Krystyna skończyła pięćdziesiąt lat, Krzysztof przyprowadził do domu żonę.
„Jaka pani zadbana!” – wykrzyknęła Wanda przy pierwszym spotkaniu. „Wcale nie wygląda na emerytkę.”
Gdy dowiedziała się, iż młodzi zamieszkają z nią, Krystyna tylko się ucieszyła: „No to dobrze” – powiedziała, myśląc: „Przynajmniej gotować nie będę musiała.”
Wanda odebrała to jako szczerość, ale Krzysztof wyjaśnił:
„Mamie po prostu zabrakło odwagi, by nas wyrzucić. Przez ostatnie pięć lat ja sam za wszystko płaciłem.”
Wizyta Bożeny rozwiała i tak już nikłe złudzenia:
„Córeczko, bądź ostrożna. Ta kobieta żyje tylko dla siebie. Was porzuci, gdy tylko przestaniecie być wygodni. Trzymaj się męża – spodobał mi się. Ale z jego matką nie mieliście szczęścia.”
Minęło pół roku. Krystyna zakochała się. Mężczyzna o imieniu Robert zaczął pojawiać się coraz częściej. Aż w końcu…
„Macie dwa tygodnie, żeby się wyprowadzić. Sprzedaję mieszkanie. Wyjeżdżam do Gdańska.”
„Żartujesz?” – osłupiał Krzysztof.
„A co? Mam do tego prawo. Mieszkanie jest moje. Dostałam je od rodziców.”
„I nas wyrzucasz?”
„Tak. Wszystko zgodnie z prawem.”
Krzysztof w milczeniu włożył kurtkę i wyszedł. Wieczorem on i Wanda już pakowali rzeczy. Zamieszkali u jego kolegi z pracy, który akurat szukał lokatorów. Miesiąc później Krystyna sprzedała mieszkanie i wyjechała z Robertem do Gdańska.
Po kilku dniach Krzysztof spróbował pożyczyć od niej pieniędzy:
„Nie, oczywiście. Wszystko jest już rozpisane” – odpowiedziała zimno.
„No to powodzenia” – powiedział.
„Nawzajem” – uśmiechnęła się. choćby nie przytuliła go na pożegnanie.
Minął rok. Krystyna zadzwoniła: rozwiodła się z Robertem, zabrał jej pieniądze i zniknął. Została sama, bez dachu nad głową. Wróciła i od razu oznajmiła:
„Będę mieszkać z wami.”
„Nie. Weź, co zostało, weź kredyt.”
„Kredyt? W moim wieku? Na emeryturze?”
„Znajdź pracę. Radź sobie, jak wszyscy.”
„Więc mi nie pomożesz?”
„Nic ci nie jestem winien, mamo.”
Wybuchnęła:
„Jesteś niewdzięcznikiem! Wychowałam cię!”
„Po prostu wziąłem z ciebie przykład” – odparł spokojnie.
Krystyna mieszkała u koleżanek, dopóki starczyło pieniędzy. Potem – odmowa za odmową. Znowu przyszła do syna.
„Mamo, nie jesteś chora ani stara. Znajdź pracę. Wynajmij choćby pokój. Szukaj.”
„Nie żal ci mnie?”
„Nie. Przypominasz mi tę znaną muchę… co to całe lato sobie bzykła.”
Później Krystyna jednak znalazła rozwiązanie… nie pracę, ale nowy związek. Pierwszego lepszego. Ale za to – z mieszkaniem.
Lecz to już zupełnie inna historia…