Kinga stała w środku pokoju, z biletem na wymarzone wakacje w torebce. Oczy Krzysztofa płonęły gniewem, a jego głos grzmiał jak burza nad Mazowszem. Kobieta czuła, jak wszystkie lata poświęceń, wszystkie marzenia pogrzebane pod górą kredytów i wszystkie niewypełnione obietnice kłębią się w niej jak wiślana fala, gotowa ją pochłonąć.
Krzysiu szepnęła cicho, niemal prosząco pamiętasz, jak podpisywaliśmy kredyt we frankach? Obiecałeś, iż będziemy drużyną, iż przebrniemy przez to razem. Ja dotrzymałam słowa. Dźwigałam ten ciężar. Siedem długich lat! A teraz, gdy wreszcie moglibyśmy odetchnąć mówisz mi, iż łazienka twojej matki jest ważniejsza niż moje marzenia?
Mąż odwrócił się gwałtownie, unikając jej wzroku.
Nie rozumiesz, Kinga. To moja mama. jeżeli my jej nie pomożemy, to kto?
A kim ja jestem?! wybuchnęła Kinga, pierwszy raz podnosząc głos. Czy ja nie jestem twoją rodziną? Ja, kobieta, która spłacała każdą ratę, która odmawiała sobie nowej sukienki, wakacji, spotkań z przyjaciółkami, żeby tylko jakoś wyjść na swoje? Twoja mama już swoje przeżyła. A ja ciągle czekam na swoje życie!
Krzysztof zamilkł. Rozdzierały go dwie lojalności.
Następne dni minęły w ciężkim milczeniu. Danuta dzwoniła codziennie, dopytując o remont łazienki. Krzysztof odpowiadał wymijająco lub unikał rozmów. W ich krakowskim mieszkaniu rósł niewidzialny mur chłodu. Kinga spała odwrócona plecami, on wpatrywał się w ekran telefonu, bezmyślnie przewijając Facebooka.
Ale Kinga miała już plan.
Pewnego ranka spakowała walizkę. Dwie letnie sukienki, kostium kąpielowy, w którym nigdy nie była, sandały i paszport. Na nocnej szafce zostawiła krótką notatkę:
Krzysztof, siedem lat marzyłam o morzu. Jadę, czy tego chcesz, czy nie. Ty decydujesz, czy będziesz ze mną, czy zostaniesz. Wybór należy do ciebie. K.
Zamknęła drzwi za sobą, nie oglądając się.
W samolocie, z biletem do Grecji w torebce, poczuła, jak z jej ramion spada część ciężaru, który dźwigała przez lata. Patrzyła przez okno na chmury i wspominała dzieciństwo, gdy rodzice zabierali ją nad Bałtyk. Pamiętała zapach soli, szum fal, gorący piasek pod stopami. Po raz pierwszy od lat poczuła nadzieję.
W hotelu usiadła na balkonie i wpatrywała się w błękit Morza Egejskiego. Serce biło jej szybciej, jakby wracała do życia. Wieczorem zeszła na plażę, pozwoliła falom obmywać stopy i rozpłakała się nie ze smutku, ale z ulgi.
Krzysztof, sam w domu, znalazł jej list. Czytał go wielokrotnie, każde słowo paliło go jak ogień. Wyobrażał sobie Kingę na plaży, z błyszczącymi oczami i uśmiechem, którego nie widział od lat. Wtedy dotarło do niego: zabrał jej najlepsze lata, a teraz mógł stracić ją na zawsze.
Tego wieczoru, gdy Danuta znów zadzwoniła, powiedział stanowczo:
Mamo, łazienka może poczekać. Kinga nie.
Starsza kobieta po raz pierwszy nie znalazła odpowiedzi.
Trzy dni później Krzysztof wylądował w Atenach. Szukał Kingi na plaży, wśród wąskich uliczek pełnych kwiatów, w hotelowej restauracji. W końcu zobaczył ją samotną przy stoliku, z kieliszkiem białego wina.
Kinga szepnął wzruszony. Jestem tu.
Spojrzała na niego długo, bez słów. W jej oczach był ból, zmęczenie, ale i odrobina tęsknoty.
Nie wiem, Krzysztof powiedziała powoli. Nie wiem, czy mam jeszcze siłę w nas wierzyć.
Przysięgam, iż tym razem stanę po twojej stronie odparł. Nie chcę już, żebyś musiała wybierać między mną a moją matką. Ona miała swoje życie. Ty jesteś moim życiem teraz.
Proste słowa, a dotknęły jej głęboko. Pozwoliła mu usiąść obok. To nie było jeszcze przebaczenie, ale początek czegoś nowego.
Te wakacje nie były tylko o słońcu i morzu. Były o odzyskiwaniu siebie. Kinga całymi godzinami pływała, śmiała się jak dawniej, jadła ryby z apetytem. Krzysztof patrzył na nią, jakby na nowo odkrywał kobietę, w której się kiedyś zakochał.
Ostatniego dnia, leżąc na leżakach, Kinga powiedziała:
jeżeli mamy iść dalej, Krzysztof, musimy nauczyć się żyć dla siebie. Nie możemy być wiecznie niewolnikami cudzych oczekiwań.
Skinął głową. Wiedział, iż to nie będzie łatwe, ale zrozumiał, co naprawdę było zagrożone.
Po powrocie Danuta znów zaczęła naciskać na remont. Tym razem Krzysztof odpowiedział stanowczo:
Mamo, pomożemy ci, na ile nas stać. Ale nie weźmiemy na siebie całego twojego życia. Ja i Kinga musimy też żyć dla siebie.
Kinga spojrzała na niego ze zdumieniem i ulgą. Po raz pierwszy od dawna nie czuła się samotna w tej walce.
Kolejne lata były inne. Nie idealne, ale inne. Każde lato Kinga i Krzysztof wyjeżdżali nad morze, choćby na weekend. Kinga pozwalała sobie na małe przyjemności: nową sukienkę z lumpeksu, perfumy na imieniny, kolację przy świecach. I za każdym razem, gdy wspominała te siedem lat wyrzeczeń, myślała, iż było warto bo teraz umiała walczyć o swoje szczęście.
Bo prawdziwa wolność nie zaczyna się wtedy, gdy spłacisz ostatnią ratę kredytu. Zaczyna się wtedy, gdy znajdziesz w sobie siłę, by powiedzieć nie tym, którzy chcą zawłaszczyć twoje życie.











