W moim życiu tak się złożyło, iż syna wychowywałam sama, bez męża. Mąż odszedł, gdy Jarosław miał zaledwie pięć lat. Jak bardzo było mi wtedy ciężko, nie da się opisać słowami. Syn kilka rozumiał, ciągle pytał, kiedy wróci tata. Ale poradziłam sobie. Na szczęście syn od dzieciństwa był samodzielny i odpowiedzialny.
Kiedy dorósł, zaczął spotykać się z Anną. Po pewnym czasie oznajmił, iż postanowili razem zamieszkać. Nie chciałam się wtrącać w jego życie. W końcu to on miał żyć z tą osobą, a ja mogłam jedynie zaakceptować jego wybór.
Mieszkali razem rok. Potem Anna zaczęła sugerować, iż czas na ślub. Chciała wystawnego wesela. Marzyła o pięknej, drogiej sukni z salonu, licznych gościach, limuzynie i oczywiście podróży poślubnej.
Jednak syn powiedział, iż nie ma pieniędzy na takie wesele. Nie zarobił na takie wydatki, a branie kredytu na suknię i karmienie tłumu mało znanych mu osób uważał za nieodpowiedzialne.
Anna oczywiście była obrażona na mojego syna, dochodziło choćby do kłótni, ale nic z tego nie wynikło. Ostatecznie zgodziła się na samą ceremonię w urzędzie stanu cywilnego i skromne przyjęcie w gronie najbliższych. Przez jakiś czas mieszkali w wynajmowanych mieszkaniach, aż w końcu Jarosław i Anna poprosili, żeby zamieszkać u mnie. Twierdzili, iż będą odkładać pieniądze na własne mieszkanie.
Mieszkanie mam dwupokojowe. W małym pokoju zamieszkałam ja, a duży oddałam dzieciom, żeby mieli wygodnie i przestronnie. Anna od razu zaczęła wprowadzać swoje porządki. Przestawiła meble według własnego uznania, zerwała tapety i przemalowała ściany, a niektóre moje rzeczy wywieźli do garażu bez pytania o zgodę. Tak wspólnie przeżyliśmy pół roku.
Zbliżały się moje urodziny. Była to okrągła rocznica, którą postanowiłam świętować w domu, zapraszając gości. Nie planowałam dużego przyjęcia, ale żeby ugościć najbliższych i przyjaciół, potrzebowałam sporo miejsca na stół.
Postanowiłam ustawić go w dużym pokoju, gdzie mieszkali syn z synową. Jednak Anna stanowczo się temu sprzeciwiła. Oświadczyła, iż to ich pokój i nie mam prawa tam wchodzić, a tym bardziej zapraszać gości, bo znajdują się tam ich rzeczy. Pokłóciłyśmy się o to, ale ostateczna decyzja należała do mnie.
W dzień urodzin Anna została w domu, chodziła zła jak osa. Odmówiła pomocy w przygotowaniach i cały dzień odwracała ode mnie wzrok, jakbym ją czymś uraziła. Podczas przyjęcia rozmowa zeszła na temat planów młodych na przyszłość i ewentualnych dzieci.
Wtedy zaczęło się piekło. Anna oznajmiła, iż z taką teściową jak ja nie ma mowy o dzieciach. Stwierdziła, iż nie ma ode mnie żadnej pomocy, iż choćby nie mogła urządzić wymarzonego wesela, bo nie dołożyłam do niego ani grosza.
A przecież ja z weselem nie miałam nic wspólnego, wszystko sami zdecydowali, nikt mnie choćby nie pytał o zdanie. Tak bardzo mi się zrobiło przykro i wstyd, iż następnego dnia powiedziałam Jarosławowi, żeby wyprowadzili się z mojego mieszkania. Nie chcę mieszkać pod jednym dachem z osobą, która mnie nie szanuje i tak mnie traktuje. Syn chyba wszystko zrozumiał i choćby się na mnie nie obraził.
Znaleźli wynajmowane mieszkanie i się wyprowadzili.
Teraz syn bardzo często mnie odwiedza. Przychodzi porozmawiać, czasem coś zjeść. Mówi, iż coraz poważniej myśli o rozwodzie. A Anna wszystkim moim znajomym i rodzinie opowiada, jaka to jestem zła teściowa, iż wyrzuciłam ich na bruk. I iż przez mnie rozpada się ich małżeństwo.
Oto jak chciałam pomóc dzieciom, a stałam się wrogiem dla synowej.