Drogi pamiętniku,
Dziś po raz kolejny myślę o tym, co wydarzyło się w przeszłości, i serce mi się ściska. Kiedy dowiedziałem się, iż przyjaciółka z domu dziecka, Zuzanna, urodziła się z niepełnosprawnością, jej matka jeszcze przed jedenastoma laty napisała odwołanie. Ten dokument widziałem własnymi oczami, gdy odwoziłem akta do przychodni. Pielęgniarka podała mi te teczki i zawołała: Idź za mną. W tym momencie zadzwonił telefon, a ona poszybowała w stronę przychodni, machając mi ręką: Sam idź. Nie pomyślała, iż kiedy otworzę swoją teczkę i zobaczę nazwisko w liście, natychmiast zajrzę do odrzuconego wniosku.
W domu dziecka wszystkie dzieci czekają na rodziców, ale ja przestałem czekać. Przestałem też płakać. W sercu urosła żelazna zbroja, chroniąca mnie przed obrażaniem, samotnością i brakiem miłości. Każdy dom dziecka ma swoje rytuały.
Wigilię każdy z nas pisze listy do Świętego Mikołaja. Dyrektor zbiera je i przekazuje sponsorom, którzy, o ile mogą, spełniają życzenia. Czasem listy trafiają choćby do jednostki lotniczej. Dzieci najczęściej proszą o jedno cudowne życzenie odnaleźć tatę i mamę. Osoby otwierające listy drapią się po głowie, nie wiedząc, co podarować.
Pewnego dnia major lotniczy, podpułkownik Kowalski, dostał taki list. Włożył go do kieszeni rękawiczek i postanowił przeczytać w domu, by przedyskutować z żoną i córką, co mogliby kupić dziecku. Wieczorem, przy stole, wyciągnął list i przeczytał go głośno:
Drodzy Dorośli, jeżeli możecie, podarujcie mi, proszę, laptop. Nie wydawajcie pieniędzy na zabawki czy ubrania. Tutaj mamy wszystko. A przez Internet znajdę przyjaciół i może choćby bliskich. Pod spodem podpis: Kacper Iwlew, 11 lat.
No proszę, mruknęła żona, jakie to teraz dzieci mądre. Faktycznie, przez sieć można spotkać wszystkich, których się potrzebuje.
Moja córka, Łucja, marszcząc brwi, wzięła list, przeczytała go ponownie i zamyśliła się. Ojciec zauważył, iż u dziewczynki drgnęły wargiem.
Co jest? zapytałem.
Wiesz, tato, on naprawdę nie wierzy, iż znajdzie rodziców powiedziała. Nie szuka ich, bo nie ma ich. Dla niego laptop to jedynie ratunek od samotności. Zobacz, co napisał: znaleźć przyjaciół lub bliskich. Bliscy mogą być też obcymi ludźmi. Słuchajcie, weźmy wszystkie pieniądze z mojej skarbonki, kupmy laptop i podarujmy go temu chłopcu.
Święta w naszym domu dziecka trwały jak zwykle. Było przedstawienie, potem Święty Mikołaj i Gwiazdka rozświetlili choinkę, a sponsorzy wręczali prezenty. Czasem niektóre rodziny zabierały dzieci na wakacje.
Ja, jak zawsze, nie liczyłem się z nikim. Przyzwyczaiłem się, iż w tym miejscu biorą tylko ładne dziewczynki, chłopcy zostają niezauważeni. Napisałem list, bo wszyscy tak robili. Dziś, pośród gości, zobaczyłem mężczyznę w mundurze pilota. Serce mi zadrżało, odwróciłem się i westchnąłem. Otrzymawszy woreczek cukierków, podszedłem do wyjścia, kulejąc.
Kacper Iwlew! usłyszałem własne imię i odwróciłem się.
Za mną stał pilot. Zaskoczony, zamarłem, nie wiedząc, co zrobić.
Cześć, Kacprze! przywitał się. Dostaliśmy twój list i chcemy ci podarować prezent. Najpierw poznajmy się. Nazywam się Andrzej Witold, ale możesz mówić po prostu wujek Andrzej.
A ja jestem ciocia Natalia dodała obok stojąca kobieta, piękna i uśmiechnięta.
Ja jestem Łucja powiedziała dziewczynka, podnosząc się na palcach. Jesteśmy w tym samym wieku.
A ja jestem Kacper Obruś odparłem.
Łucja chciała coś zapytać, ale mężczyzna podał mi pudełko i rzekł:
To od nas. Chodźmy do pokoju, pokażemy, jak obsługiwać laptopa.
Poszliśmy do pustej sali, w której wieczorami odbywały się lekcje. Łucja pokazała, jak włączyć i wyłączyć komputer, zalogować się i otworzyć internet, zarejestrowała mnie w serwisie Wspólnota. Andrzej siedział obok, od czasu do czasu podpowiadając. Czułem jego ciepło, siłę i ochronę. Dziewczynka gadała jak szalona, ale chłopak zauważył, iż nie jest płacząca, potrafi świetnie obsługiwać laptopa i gra w sekcji sportowej. Pożegnawszy się, kobieta objęła mnie mocno; zapach jej perfum delikatnie drażnił nos i oczy. Zamarłem na chwilę, wstrzymując oddech, po czym ruszyłem korytarzem.
Na pewno jeszcze wrócimy! zawołała dziewczynka.
Od tego dnia moje życie zmieniło się diametralnie. Nie przejmowałem się już przezwiskami i nie zwracałem uwagi na innych. W internecie znalazłem mnóstwo przydatnych rzeczy. Zawsze fascynowały mnie samoloty. Dowiedziałem się, iż pierwszym seryjnym samolotem transportowym był An-8, zaprojektowany przez Antonowa, a An-25 to jego wersja.
W weekendy odwiedzał mnie wujek Andrzej i Łucja. Czasem chodziliśmy do cyrku, graliśmy na automatach, jedliśmy lody. Zawsze się wstydziłem, odmawiałem, iż nie podoba mi się, iż płacą za mnie wszędzie.
Pewnego pamiętnego ranka zaproszono mnie do gabinetu dyrektora. Weszłem i zobaczyłem ciocię Natalię. Serce zadrżało, gardło wyschło.
Kacprze rzekł dyrektor. Natalia Wiktoria prosi, abyś wybrał się z nią na dwa dni. jeżeli się zgodzisz, odpuszczę ci to.
Kacprze, dziś jest Dzień Lotnictwa. W ramach imprezy wujek Andrzej organizuje wielkie wydarzenie. Chcesz pojechać?
Uśmiechnąłem się szeroko, nie mogąc choćby wymówić słowa. Ciocia podpisała formularz i wyszła ze mną ze wstępu.
Najpierw pojechaliśmy do dużego sklepu odzieżowego. Kupiła mi dżinsy i koszulę. Gdy spojrzała na poobijane moje buty, zawiodła mnie do działu obuwia. Rozmiar moich stóp był różny, więc wymagało to trochę czasu.
Czułem się niepewnie, ale ciocia uspokoiła: Nic nie szkodzi, po imprezie pojedziemy do salonu ortopedycznego i zamówimy ci specjalne buty. Jedna będzie miała specjalną podeszwę, dzięki czemu będziesz miał równą wysokość, nie będziesz się już tak kuleć. I nikt nie zauważy różnicy.
Potem wpadliśmy do fryzjera, a potem do domu Łucji, by ją odebrać. Po raz pierwszy w życiu przekroczyłem próg nie domku dziecka. Nigdy nie byłem w mieszkaniu rodziny, nie znałem zapachu domowego ciepła i przytulności. Nieśmiało wszedłem do pokoju, usiadłem na skraju kanapy i rozejrzałem się. Tuż przed mną stał ogromny akwarium, w którym pływały kolorowe rybki widziałem je tylko w telewizji.
Gotowa? powiedziała Łucja. Ruszamy, mama nas dogoni.
Zjechaliśmy windą w dół i podeszliśmy do samochodu. Obok piaskownicy stał chłopiec, rozglądając się. Gdy nas zobaczył, krzyknął:
Ojciec, babcia!
Chwileczkę odparła Łucja, podchodząc do krzyczącego.
W tym samym momencie chłopiec potknął się w piasku.
Co robisz? zapytał, leżąc w piasku. To był żart.
Żartuj gdzie indziej odrzekła dziewczynka.
Lotnisko było pomalowane w różne barwy. Spotkał nas wujek Andrzej i pokazał swój samolot. Serce mi zabiło mocniej, gdy zobaczyłem olbrzymią, srebrną maszynę. Jego potęga wstrząsnęła moją duszę. Potem odbyło się pokaz lotniczy. Ludzie patrzyli w niebo, machali rękami, krzyczeli radośnie. Gdy wystartował samolot wujka Andrzeja, Łucja pomachała i wykrzyknęła:
Tata leci! Tata!
Ja też, niezdarnie, podskoczyłem i krzyknąłem:
Tata! Tam leci tata!
Nie zauważyłem, iż dziewczynka już milczała, patrząc na mamę, która wycierała łzy.
Wieczorem, po kolacji, Andrzej usiadł obok mnie i objął mnie za ramiona.
Wiesz powiedział uważamy, iż każdy człowiek powinien żyć w rodzinie. Tylko w rodzinie można naprawdę kochać, dbać o siebie, chronić i być kochanym. Chcesz zostać członkiem naszej rodziny?
Uczucie ściskało mi gardło, zadławiając oddech. Przytuliłem się do niego i szepnąłem:
Tato, zawsze na ciebie czekałem.
Mija miesiąc, a szczęśliwy opuszczam dom dziecka. Ostrożnie i dumnie schodzę ze schodów, trzymając się za rękę ojca, prawie już nie kulając, idę w stronę wyjścia. Przy bramie zatrzymujemy się. Patrzę wstecz, obejmuję wzrokiem budynek i macham ręką dzieciom i opiekunom stojącym na werandzie.
Teraz przejdziemy tę granicę, po której zacznie się nowe życie powiedział ojciec. Zapomnij o wszystkim złym, co było tutaj. Pamiętaj jednak ludzi na werandzie to oni pomogli ci przetrwać. Bądź zawsze wdzięczny tym, którzy cię weszli w życie.













