Reklama

Wychodząc za Jędrzeja, nie sądziłam, że wychodzę też za jego brata. A może inaczej: że będę zmuszona niemalże adoptować dorosłego lenia, który nie ma pomysłu na siebie i nie garnie się do roboty. Gdyby chociaż mój mąż to rozumiał, ale nie. Dla niego „brat to przecież świętość” i zawsze trzeba mu pomóc. Tylko co innego pomoc, a co innego holowanie kogoś przez życie...

Reklama

Nigdy nie przepadałam za Jarkiem

Młodszy brat mojego męża nigdy nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Już podczas moich pierwszych wizyt w ich domu wydał mi się prosty i niezbyt inteligentny. Co więcej, był bardzo głośny i cały czas miał coś do powiedzenia, co nie znaczy, że kiedykolwiek stanowił wartościowy wkład w rozmowę. Z reguły dodawał tylko głupie, niezbyt poprawne politycznie żarty i głośno rechotał.

Nie miałabym z tym większego problemu, gdyby nie to, jak reagowali inni. Zdziwiło mnie, jak teściowa i mój mąż zachwycali się Jarkiem. Zaśmiewali się z jego żartów i byli w niego wpatrzeni jak w obrazek. Jedynie teść zachowywał dystans. Miałam wrażenie, że jedynie on z tej całej bandy zdawał sobie sprawę, że jego młodszy syn to prymityw.

– Jaką masz relację z bratem? – zapytałam niewinnie Jędrzeja któregoś dnia.

– Bardzo dobrą. To przecież mój brat – powiedział zdziwiony.

Dla mnie jedno z drugim nie było zupełnie powiązane, ale dla Jędrzeja jak widać tak. Skoro był bratem, to znaczy, że automatycznie należało podchodzić do niego bezkrytycznie.

– A powiedziałbyś, że jesteście ze sobą blisko? Odniosłam wrażenie, że nie macie zbyt wielu wspólnych zainteresowań – stwierdziłam ostrożnie.

– Nieee, co ty. Jarek to świetny chłopak, dobre serce, wartościowy. Po prostu jest młodszy, dlatego może wydaje się, że żyjemy w trochę innych światach. Skoczyłbym za nim w ogień – oznajmił twardo Jędrek.

Wtedy zrozumiałam, że Jarek zawsze będzie w naszej relacji tematem nietykalnym. Trudno, nie musiałam przecież spędzać czasu na obgadywaniu szwagra. Nie odgrywał wielkiej roli w moim życiu. Do czasu...

Wpadał jak do siebie

Jakiś rok później byliśmy już po ślubie, urządzaliśmy się w nowym mieszkaniu, oczywiście kupionym na kolosalny kredyt, który obciążał nasz budżet. Ale nie narzekałam, radziliśmy sobie i cieszyłam się, że mamy to, co mamy. Zbiegło się to w czasie z zakończeniem studiów przez Jarka – chociaż nazywanie tej jego szkółki dla mało rozgarniętych „studiami” jest chyba na wyrost. Skończył jakąś nowo otwartą szkołę na kierunku, na który najłatwiej się było dostać, a poszedł na tę uczelnię chyba tylko po to, żeby mieć zniżki i znaleźć sobie dziewczynę. Niezależnie od powodu, skończył tę szkołę i zaczęło się prawdziwe życie, na które Jarek ewidentnie nie był gotowy.

Zaczęło się od regularnych odwiedzin na obiad. Czasami Jędrek potrafił zapowiedzieć go dosłownie godzinę przed. Nawet nie wiedziałam, czy wystarczy nam jedzenia i musiałam wymyślać coś na ostatnią chwilę.

– Czy następnym razem mógłbyś mi powiedzieć wcześniej? Nawet nie wiem, czy wystarczy nam tego makaronu dla kolejnej osoby! – wkurzałam się.

– To przecież mój brat. Czy naprawdę musi się zapowiadać, żeby wpaść coś zjeść? – dziwił się Jędrek.

Zasznurowałam usta i odwróciłam się na pięcie. Znowu to samo, stały argument: „to przecież mój brat”. Coraz częściej miałam wrażenie, że Jędrek użyłby go nawet, gdyby Jarek obrabował bank i wpadł do naszego domu, żebyśmy ukryli do przed policją.

Na wszelki wypadek, zawsze gotowałam więcej – ale gdy z jednej kolacji w tygodniu zrobiły się trzy, byłam coraz bardziej sfrustrowana. Zaczynałam odczuwać to w rachunkach: regularnie żywiłam trzy osoby, zamiast dwóch. Oczywiście, nie były to takie kwoty, żeby wypadało robić o nie awanturę. Jędrzej na pewno powiedziałby, że jestem skąpa i że żałuję jedzenia jego „małemu braciszkowi”. Tylko że Jarek nie był „małym braciszkiem”, był dorosłym facetem, który zaczynał traktować nasz dom jak swój.

– Jest pomiędzy pracami, szuka czegoś nowego, więc przecież chyba może trochę zaoszczędzić i wpaść do nas na obiad, nie? – tłumaczył go Jędrek.

– Tak, oczywiście – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. – Ale on nie ma siedemnastu lat... Jest dorosłym facetem. Chyba w końcu będzie musiał się ogarnąć, prawda?

Nie podoba mi się ta rozmowa, Ala! Co ty w ogóle insynuujesz? Że mój brat jest jakimś wykolejeńcem? – zdenerwował się.

„Nie, skąd”, pomyślałam z przekąsem.

– Nie – odpowiedziałam ostrożnie. – Ale uważam, że traktujecie go jak dziecko. Nie możesz wiecznie być jego kołem ratunkowym, bo nigdy nie potraktuje życia poważnie – dokończyłam spokojnie.

Widziałam, że Jędrek czuje się bardzo urażony tym komentarzem.

To nie jego wina, że jest ambitny – rzucił.

Prawie zakrztusiłam się wodą, którą właśnie sączyłam ze szklanki. Jędrek mnie zignorował.

– Przecież nie będzie siedział w robocie, w której płacą mu takie grosze. Jak znajdzie coś lepszego, to się usamodzielni – dokończył.

„Z takim marnym wykształceniem, powinien się w ogóle cieszyć, że miał jakąkolwiek pracę, a nie jeszcze wybrzydzać”, pomyślałam, ale nie powiedziałam już tego na głos. Westchnęłam tylko ciężko i zmieniłam temat.

Miałam tego dosyć

Przez chwilę naiwnie myślałam, że Jarek sam zda sobie sprawę, że nadużywa naszej gościnności. Ale skąd – było wprost przeciwnie. Nie dość, że bywał u nas coraz częściej, któregoś razu wróciłam z pracy i zobaczyłam, jak siedzi rozwalony na mojej kanapie i ogląda telewizję. Jędrka nie było nigdzie na horyzoncie.

– Hej? – przywitałam się niepewnie.

– O, hej – odparł.

Nawet na mnie nie spojrzał.

– Gdzie Jędrzej? – zapytałam.

– Poleciał do sklepu. Skończyło się piwo – mruknął mój szwagier.

Od razu zabrałam się za wyładowywanie naczyń ze zmywarki, żeby tylko się czymś zająć i rozładować nerwy. Ledwo weszłam do domu i już byłam wściekła. Inny przykład? Proszę bardzo. Tydzień później znalazłam w koszu na brudną bieliznę ubrania Jarka. Myślałam, że para pójdzie mi uszami – taka byłam zła!

– Czy możesz mi wyjaśnić, co robią ciuchy twojego brata w naszym praniu? – zapytałam męża.

– Ostatnio został na noc, jak pojechałaś do mamy – odpowiedział mi półgębkiem Jędrek.

– I co, teraz mamy też robić jego pranie? – denerwowałam się.

– Rany, Alka, dlaczego znowu robisz aferę?! To przecież...

– Twój brat, tak, wiem! – krzyknęłam. – Ale chyba już trochę przesadzacie! Ostatnio czuję się, jakby z nami mieszkał. Nie pomaga, obżera nas, zostawia bałagan, a teraz jeszcze pranie?

Powiedziałam o jedno słowo za dużo (choć wcale tego nie żałowałam). Rozpętała się awantura. Jędrzej zaczął wykrzykiwać, że nie mam szacunku do jego rodziny, że jestem niegościnna, że nigdy by się ze mną nie ożenił, gdyby wiedział, że będę miała taki problem z jego najbliższymi. Wkurzył mnie, więc dobrze mu się odgryzłam: powiedziałam, że nie pisałam się na związek z nim i jego nierozgarniętym, rozpuszczonym bratem, który bawi się w dorosłość, po czym dodałam, że jeśli tak to ma dalej wyglądać, to ja się z tego wypisuję. Poszliśmy spać obrażeni i milczący.

Wiedziałam jednak, że finalnie to ja będę musiała coś zrobić, jeśli chcę, żeby sytuacja się zmieniła. Zaryzykowałam, chociaż nie ukrywam, że trochę się bałam. Mogłam wszystko jeszcze bardziej pogorszyć.

Nasłałam na niego ojca

Wiedziałam, jaka jest dynamika w rodzinie Jędrka. Teściowa, oczywiście, była zakochana w najmłodszym synalku i podchodziła do niego zupełnie bezkrytycznie. Ale nie teść. Chociaż teściowa i mój mąż ciągle zarzucali mu, że jest dla Jarka zbyt ostry, ja uważałam, że tylko on naprawdę widział, że to zwykły nieudacznik. Postanowiłam więc wytoczyć ciężkie działa: któregoś dnia zaprosiłam teścia na kawę. Wiedziałam, że i Jarek będzie wtedy u nas.

To był czwartek, dzień jego treningu, a stało się regułą, że po wizycie na siłowni przychodził do nas. Miał bliżej, żeby coś zjeść, wykąpać się i oczywiście walnąć się na kanapie. Tym razem nie było inaczej.

– Tata? Co ty tu robisz? – zmitygował się mój szwagier, kiedy zobaczył w progu ojca

– A ty? – zdziwił się teść.

– A... Tak sobie wpadłem – mruknął.

Wtedy weszłam ja ze swoimi zdolnościami aktorskimi.

– Jarku, nie zdążyłam na dziś uprać tych rzeczy, które ostatnio wrzuciłeś do kosza, ale upiorę na sobotę, okej? – powiedziałam z łazienki.

– Nie... nie trzeba... Ja nie... – zaczął się jąkać zakłopotany.

– Przepraszam, robisz u nich pranie? – zapytał teść rozbawiony.

– Nie... Po prostu ostatnio się wybrudziłem i... – Jarek zaczynał panikować i pleść bzdury.

Kułam żelazo, póki gorące.

– Będziemy też musieli zjeść dziś obiad z wczoraj, ale chyba się nie obrazisz. Smakowało ci, nie? – kontynuowałam.

Czy ty tu mieszkasz? – teść zmarszczył czoło.

– Nie, no co ty. Po prostu ostatnio kilka razy wpadłem...

– Kilka razy? Siedzisz tu cztery razy w tygodniu! – zachichotałam niby żartobliwie. – Ale spoko, lubimy twoje towarzystwo. Powiedziałabym, żebyś czuł się jak u siebie, ale przecież się czujesz – paplałam dalej.

Teść spojrzał na Jarka srogo.

– Jak ci nie wstyd, synu? Leżysz na kanapie w cudzym domu, a bratowa cię obsługuje i pierze ci gacie? – zapytał poirytowany.

– To nie tak...

– Cicho – uciął natychmiast teść. – Alu, proszę, zostaw nas na chwilę samych. Musimy chyba pogadać.

– Ojej, oczywiście. Przepraszam, jeśli powiedziałam coś nie tak... –powiedziałam z fałszywą troską, po czym wyszłam z pokoju.

I już wiedziałam, że odniosłam sukces.

Alicja, 32 lata

Reklama

Czytaj także:
„To miał być zwykły pierwszy dzień wiosny. Oprócz zapachu fiołków poczułem też powiew miłości”
„Na 1. rocznicę ślubu nie dostaliśmy od teściowej prezentu. Zamiast kwiatów przyniosła propozycję nie do odrzucenia”
„Sąsiedzi śmiali się z naszej działki, bo porastały ją chwasty. Po roku zmienili zdanie i teraz chcą ją odkupić”

Reklama
Reklama
Reklama