Przejdź do treści

Grill, czyli wolność, Polska i święty wypoczynek

Nie ma bardziej polskiej formy relaksu niż grill. Z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi, w zasadzie z kimkolwiek, kto jest godny współdzielenia z nami wolnego czasu. To nie tylko kiełbasa, karkówka, piwo czy jakieś wegetariańskie zamienniki, ale także spoiwo w tej skomplikowanej strukturze międzyludzkich relacji, charakterystycznej dla polskiego społeczeństwa.

Wolność i relaks

Kiełbasa śląska i karkówka to must have. Nie ma co szaleć z drogą wołowiną, której przygotowanie jest skomplikowane, wymagające skrupulatności, wyczucia i pewnego zasobu kulinarnych kompetencji. Grill to nie festiwal gastronomii. Tu nie chodzi o dostarczanie nie wiadomo jak wyszukanych potraw, łechtanie naszych kubków smakowych i popisywanie się przed gośćmi. W naszych polskich warunkach grill jest dokładnie tam, gdzie łączą się ze sobą wolność i relaks. Dwie wartości, które w obecnych czasach nie tak łatwo docenić.

Dlatego na grilla warto spojrzeć jako celebrację wolności w realiach towarzysko-wypoczynkowych. Zapach pieczących się na tym wspaniałym urządzeniu kiełbasek, to zapach wolności. Smak piwa, którym najczęściej je popijamy, to smak wolności. A tę wolność celebrujemy z naszymi bliskimi – raczej na grilla nie zapraszamy kogoś, kogo nie lubimy.

Najpiękniejszy wynalazek czasów transformacji 

To duża przewaga grilla. Bo na wszelkiej maści święta widzimy się często z różnymi częściami naszej rodziny. Niektórych nie lubimy, bo w końcu nie są kiełbasą śląską, że trzeba ich lubić. Niektórych ledwo co znamy, więc trudno w komfortowych warunkach przeprowadzić jakąś konwersację. Zapraszanie na majówkowego grilla nie jest uwarunkowane pewnymi przekonaniami, że tych to wypada zaprosić czy ich się lubi, czy nie. I to zdecydowanie kolejny element składowy całego sukcesu grilla.

Wolność. Grill to idealna celebracja wolności. To oczywiście nie jest czysto polski koncept, bo przejęliśmy go od Amerykanów. Stany Zjednoczone są uważane za kolebkę wolności. Gdybyśmy bardziej wgłębili się w tamtejsze prawodawstwo, społeczną mentalność i szereg innych czynników, moglibyśmy śmiało i sukcesywnie polemizować z tą tezą, ale nie w tym rzecz. Tu chodzi jedynie o luźne skojarzenie. Grill jest pewnym fenomenem.

Fot. Unsplash

W latach 90. polscy politycy ramię w ramię ze społeczeństwem chcieli amerykanizować naszą rzeczywistość. Pewne zwyczaje, wynalazki, produkty, tradycje próbowano przekalkowywać z amerykańskiej rzeczywistości na tę polską. Rezultatem tej egzotycznej konwergencji był z reguły kicz. Okazywało się, że Polacy mają zupełnie inną mentalność niż „Jankesi”, zatem wprowadzanie wiele koncepcji, przejętych bezpośrednio z USA do Polski, kończyło się fiaskiem.

Grill się wybronił. To relatywnie tania rozrywka. Parę kawałków mięsa, sprzęt, ogień i można się bawić. Do tego dodatek piwny, czasem jakieś sałatki i można organizować złote, a skromne garden party w naszych polskich warunkach.

Jest fajnie, bo jesteśmy wolni (i jemy śląską) 

No dobra, ale o co w zasadzie chodzi mi z tą wolnością? Jak urządzenie służące do przypiekania różnych smakołyków można połączyć ze szczytną, piękną ideą? Odpowiedź jest prosta – nijak. W grillu chodzi o to, że to bardziej podkład pod celebracje wolności. Rozmowy nad piwem i śląską to soundtrack do obchodów wolności, zapach grilla i smak pochodzących z niego dań również kreują klimat idealny do cieszenia się tym, co mamy. Że tu i teraz, w naszym ogrodzie są „nasi”, jesteśmy bezpieczni. Milicjant zaraz nas nie spałuje, my możemy mówić wszystko, co zapragniemy, śmiać się ze wszystkich żartów, jesteśmy panami swojej najbliższej przestrzeni.

I przy tym wszystkim – grill łączy i łagodzi obyczaje. Oczywiście, kłótnie się zdarzają, ale z reguły grillowa atmosfera jest melancholijna, a z każdym gryzem karkówki, łykiem piwka, z każdym kolejnym tematem w konwersacji i piosenką lecącą z głośnika robimy ogromny krok do arkadii. Bo grill to arkadia, na którą możemy sobie pozwolić.

Skoro grilla kochamy, to nic dziwnego, że stał się przedmiotem programu politycznego. Konfederacja chciała grilla zawłaszczyć, ale to koncept, który ma łączyć, a nie dzielić. Grilla nie da się upolitycznić, jest ponad nasze dyskusje i konflikty. Nie zmienia to faktu, że hasło Mentzena było marketingowym majstersztykiem. Oczywiście, kampania przed wyborami parlamentarnymi nie poszła Konfederacji tak, jak pewnie sobie wyobrażała, ale to kwestia wpadek z jedzeniem psów, Korwinem, którego nie udało się zamknąć w szafie i paru innych czynników, w które teraz nie będziemy się zagłębiać. Mentzen uderzył w sedno ponadczasowych marzeń Polaka, które uformowały się w latach 90. i nadal nie chcą wyjść z naszej mentalności. Możemy się spierać, czy to dobrze, czy źle. Z pewnością, niektóre przekonania z tamtego okresu zacietrzewione w głowach decydentów są istotnym blokerem do społecznego rozwoju. Grill czymś takim na pewno nie jest. Kto podniesie rękę na grilla, temu społeczeństwo tę rękę metaforycznie obetnie. Dlatego dziwię się, czemu Mentzen nie grał agresywniej kartą grill, bo mógłby na tym nieironicznie trochę ugrać.

Fot. Unsplash

Grill łączy pokolenia

Grill jest piękny, bo poza emisją poczucia wolności, utrwalaniem relacji międzyludzkich, jest też wielopokoleniowy. To oczywiście rozrywka wprowadzona w polski krajobraz przez nieco starsze pokolenia. Z tego typu rzeczami bywa różnie – zwykle następne pokolenia mówią, że to, co kręciło starsze, teraz jest passé. Mam wrażenie, że grill się jakoś wybronił. Dlaczego? Bo to najlepsze tło do celebrowania wolności – wartości kolosalnie ważnej niezależnie od tego, czy mamy lat szesnaście, czy osiemdziesiąt.

Fot. nagłówka: Unsplash

O autorze

Piszę o polityce, sporcie, sprawach społecznych, kebabach, młodych ludziach i Polsce moich marzeń. Próbuję być publicystą. Lubię historię, od czasu do czasu coś pogotuję. Moje kibicowskie serce jest podzielone między Lecha Poznań a Liverpool FC. Torunianin z urodzenia, Poznaniak z wyboru.