Cicha kobieta powiedziała głośno

twojacena.pl 1 miesiąc temu

Cicha kobieta powiedziała głośno

Wiesław Piotrowicz! Ile można to znosić?! Drugi raz w tym tygodniu zalewacie moje mieszkanie! krzyczała sąsiadka z dołu, wymachując mokrą szmatą tuż przed nosem Haliny Marek.

Już się przeprosiłem! Kaloryfer mi przecieka, hydraulika wezwałem! tłumaczył się mężczyzna, stojąc w progu w samych bokserkach i podkoszulku.

Przeprosił! A co ja mam zrobić z sufitem? Tapety dopiero co przykleiłam! Wy tam w ogóle niczym się nie interesujecie?

Halina stała za plecami męża, zaciskając pięści. Sąsiadka Krystyna Nowak miała rację, ale Wiesław, jak zwykle, nie chciał słuchać. Kaloryfer faktycznie przeciekał od miesiąca, a on ciągle odkładał naprawę.

No co pani tak wrzeszczy jak przekupka na targowisku! nie wytrzymał Wiesław. Naprawię, już mówiłem!

Kiedy naprawi? Jak mi całe mieszkanie zatopi? Krystyna była wściekła, jej siwe włosy się potarzały, a policzki płonęły.

Halina cicho podeszła do męża, dotknęła jego ramienia.

Wiesiu, może jutro rano znajdę hydraulika, dobrego. Mam numer do jednego fachowca szepnęła.

Daj spokój! Sam się tym zajmę! odparł mąż, choćby się nie odwracając.

Krystyna spojrzała na Halinę ze współczuciem. Znały się już osiem lat, od kiedy Marekowie wprowadzili się do tego mieszkania, ale przez cały ten czas sąsiadka nigdy nie słyszała, by Halina podniosła głos. Zawsze cicha, zawsze zgadzająca się, zawsze przepraszająca za męża.

Dobrze, Halino, rozumiem, iż to nie twoja wina. Ale zróbcie coś w końcu! Krystyna odwróciła się i poszła w stronę klatki schodowej.

Wiesław trzasnął drzwiami i poszedł do kuchni, gdzie na kuchence stał rosół. Halina szła za nim, jak zwykle, w milczeniu.

Czego taka nachmurzona? burknął mąż, siadając przy stole. Nalej rosołu.

Halina wzięła chochlę, ale ręce jej drżały. Krople żółtego rosołu spadły na czysty obrus, który rano prasowała.

Niezdara! mruknął Wiesław. Normalnie nalać nie potrafisz!

Przepraszam szepnęła Halina i gwałtownie wytarła plamę serwetką.

Przy obiedzie mąż opowiadał o pracy, narzekał na szefa, na kolegów, na wszystkich po kolei. Halina kiwała głową, od czasu do czasu wtrącając: Tak, oczywiście albo Masz rację. Tak było zawsze, przez dwadzieścia trzy lata ich małżeństwa.

Po obiedzie Wiesław położył się na kanapie oglądać mecz, a Halina poszła zmywać naczynia. Przez kuchenne okno widać było, jak sąsiadka wiesza pranie na balkonie. Krystyna zauważyła jej spojrzenie i pomachała ręką. Halina nieśmiało odpowiedziała tym samym.

Wieczorem, gdy mąż zasnął przed telewizorem, Halina cicho się ubrała i zeszła do sąsiadki. Krystyna otworzyła drzwi w szlafroku, z kubkiem herbaty w dłoni.

Halina! Wchodź, wchodź! Herbaty się napijesz?

Dziękuję, nie trzeba. Tylko na chwilę. Chciałam zobaczyć, jak u was z sufitem.

W łazience rzeczywiście było smutno. Na suficie rozlewała się duża żółta plama, a w rogu zaczynała odklejać się taśma z tapetą.

Okropność! westchnęła Halina. Krystyno, wybaczcie nam, proszę! Jutro znajdę hydraulika, sama zapłacę!

Ależ co ty, Halina! Nie w pieniądzach rzecz. Po prostu mam już dość. Widzisz przecież, jaki twój mąż ma charakter… Zawsze wszystkich obwinia, a sam nic nie chce załatwić.

Halina spuściła wzrok. Sąsiadka miała rację, ale nie potrafiła się do tego przyznać na głos.

On się męczy w pracy, denerwuje cicho tłumaczyła.

Halina, a ty sama jak żyjesz? niespodziewanie spytała Krystyna. Znam cię tyle lat i nigdy nie widziałam, żebyś się uśmiechała. Zawsze taka smutna chodzisz.

Normalnie żyję. Co ty… Halina zmieszała się z powodu bezpośredniego pytania.

Dzieci macie?

Nie. Jakoś nie wyszło.

A chcieliście?

Halina długo milczała, w końcu skinęła głową.

Chciałam. Bardzo chciałam. Ale Wiesław mówił, iż jeszcze za wcześnie, potem iż nie ma pieniędzy, potem iż nie jest gotowy. A teraz już za późno.

Krystyna postawiła kubek na stole, podeszła do Haliny.

A czego ty chcesz? Nie Wiesław, ale ty sama?

Nie wiem szczerze odpowiedziała Halina. Już choćby nie pamiętam, czego chcę. Tak długo myślałam tylko o tym, czego on potrzebuje…

Halina, przecież jesteś piękną kobietą. I wcale nie starą, czterdzieści pięć lat to nie wiek! Dlaczego się tak… umniejszasz?

Halina spojrzała na swoje odbicie w lustrze w przedpokoju. Rzeczywiście, twarz jeszcze nie stara, oczy żywe, sylwetka zgrabna. Ale wyraz twarzy… zmęczony, jakby przygaszony.

Nie umniejszam. Po prostu… tak wyszło. Nie umiem głośno mówić, kłócić się. Mama mówiła, iż dobra żona powinna się mężowi podporządkować.

A twoja mama była szczęśliwa?

Halina zamyśliła się. Mama… zawsze cicha, zawsze w cieniu ojca. Tata rozkazywał, decydował, a mama kiwała głową. Ale szczęśliwej jej nie pamiętała.

Chyba nie cicho przyznała.

No widzisz. A ty powtarzasz jej drogę.

Gdy Halina wróciła do domu, w mieszkaniu było cicho. Wiesław chrapał na kanapie, w pokoju śmierdziało alkoholem pewnie po jej wyjściu sięgnął po wódkę. W kuchni w zlewie stała brudna miska, na stole leżały okruchy.

Zaczęła sprzątać automatycznie, ale nagle się zatrzymała. Spojrzała na śpiącego męża, na bałagan, który zrobił w pół godziny jej nieobecności. Coś w niej zadrżało, jak napięta struna.

Rano Wiesław obudził się z kacem, zły i rozdrażniony.

Gdzie śniadanie? warknął, wchodząc do kuchni.

Zrób sobie sam powiedziała Halina, nie podnosząc wzroku od kubka kawy.

Co?

Zrób sobie śniadanie. Nie jestem twoją słu

Idź do oryginalnego materiału