Babcia obudziła się już w domu opieki. Synowa wszystko zorganizowała starannie, ale przeoczyła jeden szczegół
Świadomość wróciła do Hanny Stanisławowej nagle. Otworzyła oczy i znalazła się w nieznanym pokoju, który przypominał szpitalną salę. Głowa rozsadzała ją od bólu, a w pamięci była pustka jak tu trafiła? Co się stało?
Zamknęła powieki, próbując odtworzyć w myślach wydarzenia, które mogły ją tu przywieść. Przed oczami stanął jej mieszkanie dwupokojowe, skromne, ale przytulne. Dostała je po zmarłym mężu od zakładu pracy. Gdy go zabrakło, mieszkała tam z synem Kazikiem. Przez lata w domu panowała zgoda i ciepło.
Wszystko zmieniło się, gdy Kazik ożenił się. Z pojawieniem się Bożenki atmosfera stała się gorąca napięcie między synową a teściową wybuchło niemal od razu.
To obrzydliwość mówiła Bożenka, rozglądając się po mieszkaniu. Meble jak z muzeum, firanki z czasów PRL-u. Wszystko trzeba wyrzucić!
Hanna Stanisławowa tylko zaciskała zęby. Dla niej każdy przedmiot w domu był związany z drogimi wspomnieniami o mężu.
To mój dom, i ja decyduję, co zostaje! Nie podoba się? Drzwi są otwarte odparła ostro.
Dla Bożenki brzmiało to jak wyzwanie. Ukryła urazę, ale postanowiła działać po swojemu. Już następnego dnia żądała, by pozbyć się książek:
Tu się nie da oddychać! Wszędzie kurz! A my, nawiasem mówiąc, spodziewamy się dziecka!
Hanna Stanisławowa wybuchnęła:
Te książki to dla mnie nie tylko papier. Chcesz oddychać? Wytrzyj półki. Ale do mojej biblioteki nie macie prawa. Z urządzaniem wnętrz zaczekajcie, aż mnie zabraknie.
Kłótnie stały się codziennością. niedługo Kazik, zmęczony nieustannymi sporami, wyprowadził się z żoną do wynajętego mieszkania. Ale matkę odwiedzał regularnie. Pewnego dnia, nieco zakłopotany, poprosił:
Mamo, postaraj się dogadać z Bożenką. Jest nam ciężko, a ty jesteś nam potrzebna.
Staram się. Tylko mam wrażenie, iż ona lubi te kłótnie odparła Hanna.
Jakoś to rozwiążemy powiedział, choć sam nie wiedział jak.
Życie znów się zmieniło, gdy w parku przypadkiem poznała Władysława starszego wdowca, dobrego i samotnego. Ich rozmowa przeciągnęła się było ciepło, prawdziwie. Po raz pierwszy od dawna poczuła ulgę. Władysław był prosty, otwarty i szczery. Jakby odżyła.
Później, przy kolacji, przedstawiła go synowi i synowej.
Kazik, Bożenko, to Władysław. Postanowiliśmy, iż zamieszka ze mną.
A wy dodał Władysław z uśmiechem możecie się wprowadzić do mojego mieszkania. Niewielkie, ale bez opłat.
Bożenka wybuchnęła:
Żarty sobie stroicie? My z dzieckiem w kawalerce, a wy tu będziecie żyć jak u siebie?! Nigdy!
Trzasnęła krzesłem i wyszła. Kazik, zaczerwieniony, bąknął: Wybacz hormony i podążył za nią.
Hanna została sama, oszołomiona i zagubiona.
Wspomnienia przerwał ostry ból. Zamknęła oczy. Gdzie jest? Jak tu trafiła?
Drzwi się otworzyły, weszła młoda kobieta w białym fartuchu. W milczeniu sprawdziła puls i temperaturę.
Proszę pani gdzie ja jestem? Co się stało? zapytała Hanna.
Nie pamięta pani? odpowiedź była chłodna. Zaatakowała pani starszą kobietę. Ledwo ją uratowano. Mamy szczęście, iż sprawa się nie rozeszła.
Co pani mówi?! zdziwiła się. Nikogo nie dotknęłam! To pomyłka!
Pielęgniarka nic nie odpowiedziała. Zrobiła zastrzyk i wyszła, nie patrząc na nią.
Po chwili pojawiła się kobieta około sześćdziesiątki z otwartą twarzą.
Cześć. To ty pewnie Hanna? Ja jestem Elżbieta. Jestem tu od niedawna, ale już wiele rozgryzłam. To nie szpital. To dom starców. I większość trafia tu nie przez chorobę, ale przez rodzinne kłótnie.
Hanna zdrętwiała:
Ale ja mam wszystko mieszkanie, emeryturę. Syn nigdy by tak nie zrobił
Prawie wszyscy tu mieli wszystko. A jednak są. U jednych nagle demencja, u innych napady agresji. Łatwo to podrobić.
Nie jestem chora! Mam jasny umysł! krzyknęła Hanna, powstrzymując łzy.
To przypomnij sobie, co było wcześniej. Coś dziwnego? Jakieś objawy?
Zamilkła. Ostatnie dni były ciężkie. Ale coś się przypominało Bożenka zaczęła częściej przynosić jedzenie. Zwłaszcza te pyszne pierogi, którym nie mogła się oprzeć. Po nich ciągle chciało się spać Myśli się plątały.
To ona. To jej pomysł. Zawsze mnie nienawidziła. Ale Kazik on by na to nie pozwolił I Władysław oni mnie znajdą.
Elżbieta pokręciła głową:
Nie licz na to. Tu nie dzwonią, nie piszą. Jesteśmy zapomniani. Papier













