Aleks, wciąż żyję: historia miłości i nadziei nad brzegiem morza

twojacena.pl 7 godzin temu

Leszku, ja jeszcze żyję opowieść o miłości i nadziei nad brzegiem morza

Leszku, popatrz tylko na to piękno! z zachwytem wykrzyknęła Kinga, jej opalona skóra lśniła, a oczy iskrzyły się energią. Rozłożyła ramiona, jakby chciała objąć całe niezmierzone morze. Jej kasztanowe loki, nieco wypłowiałe od słońca, tańczyły na wietrze. Mówiłam ci, iż ten miesiąc będzie najlepszy w naszym życiu!

Obok, stojąc na białym piasku, Leszek poprawił słomkowy kapelusz i uśmiechnął się. Choć na zewnątrz wyglądał na spokojnego, w środku ściskało mu się serce. Myśl, iż to może być ich ostatnia szansa, by odzyskać utracone szczęście, nie dawała mu spokoju.

Tak, Kinga, ten miesiąc będzie wyjątkowy odparł, starając się, by w głosie nie zadrżało. Zawsze miałaś rację.

Ale wciąż słyszał słowa lekarza sprzed dwóch miesięcy: Nowotwór, późne stadium, dwa, może trzy miesiące. I teraz byli tu nad morzem, bo Kinga postanowiła żyć, a nie poddawać się.

Chodźmy popływać? porwała go za rękę, jej oczy błyszczały. Nie marnujmy czasu, Leszku! Pamiętasz, jak skakaliśmy do rzeki u babci? Bałeś się, iż nurt porwie ci majtki!

Leszek wybuchnął śmiechem, a ból na chwilę zniknął. Taka była Kinga potrafiła wyrwać go choćby z najgłębszej melancholii.

Nie bałem się, byłem po prostu ostrożny żartował. No dobrze, biegnijmy, ale jeżeli rekin mnie zje, to twoja wina.

Śmiejąc się jak dzieci, pobiegli w stronę wody. Kinga pluskała się w falach, a Leszek wstrzymywał oddech, patrząc na nią. Jego serce wypełniała miłość i ból jednocześnie. Była piękna, kochał ją bardziej niż cokolwiek. Stracić ją wydawało się niemożliwe, a jednocześnie przerażające.

Miłość daje siłę, by trzymać się nadziei, choćby gdy czas się wymyka.

Poznali się w liceum, w małym miasteczku, gdzie wszyscy wiedzieli o sobie wszystko. Kinga pojawiła się w szkole jak spadająca gwiazda nowa, z olśniewającym uśmiechem i długimi włosami, które mogły rozpuścić choćby najtwardsze serce.

Przyjechała z rodzicami z sąsiedniego miasta i od razu stała się centrum uwagi. Leszek, wysoki i nieco niezdarny, z książką w ręku, nie wierzył, iż spojrzy w jego stronę. Ale pewnego wieczoru, na szkolnej potańcówce, odważył się zaprosić ją do tańca.

Jesteś inny powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. Nie udajesz kogoś, kim nie jesteś.

A nie boisz się, iż nadepnę ci na stopy? zapytał z uśmiechem. Wybuchnęła śmiechem i od tego wieczoru stali się nierozłączni.

Po maturze Leszek wyjechał do Warszawy studiować inżynierię, Kinga do Krakowa na filologię. Wymieniali długie listy, a na wakacje wracali do siebie. Rozłąka tylko wzmocniła ich uczucie.

W wieku dwudziestu dwóch lat, ledwo zdążyli odebrać dyplomy, pobrali się. Wesele było skromne, w miejscowym domu kultury, udekorowanym sztucznymi kwiatami. W tle grały hity Maryli Rodowicz. Byli szczęśliwi, a reszta świata przestała się liczyć.

Potem nadeszła codzienność czasem ciężka. Wynajmowali małe mieszkanie, pracowali bez wytchnienia, marząc o własnym domu i kawiarni. Zmęczenie i drobne kłótnie zaczęły ich dzielić.

Pewnego dnia, w gniewie, Leszek zatrzasnął drzwi i krzyknął:

Może lepiej się rozejdziemy?

Kinga milczała, potem cicho odparła:

Leszku, kocham cię za bardzo, by to stracić. Spróbujmy inaczej.

Od tej pory jeden dzień w tygodniu był tylko ich. Bez pracy, telefonów, bez złości. Spacerowali, pili herbatę na balkonie, wspominali młodość. Ich miłość odżyła jak kwiat po zimie.

Po pięciu latach kupili dom z ogrodem i otworzyli kawiarnię. niedługo urodziły się bliźniaczki Zosia i Hania, które wypełniły dom śmiechem i chaosem. Kinga była wspaniałą matką cierpliwą, czułą, opowiadającą bajki na dobranoc. Leszek często myślał: Jakie to szczęście.

Ale czas płynął. Córki wyjechały na studia, zostawiając pustkę. By zagłuszyć samotność, oddali się pracy. Otworzyli drugą kawiarnię, pracując do nocy. Aż pewnego dnia Kinga zbladła i upadła.

Kinga! Kinga, obudź się! potrząsał nią, aż przyjechało pogotowie. Lekarze stwierdzili wyczerpanie, ale Kinga machnęła ręką: To tylko zmęczenie, Leszku. Wszystko będzie dobrze.

Następnego dnia znowu straciła przytomność. Lekarz, nie podnosząc wzroku, wypowiedział wyrok: rak, nieoperacyjny, dwa miesiące.

W domu Kinga powiedziała spokojnie:

Leszku, nie wołaj dziewczyn. Nie chcę, żeby widziały mnie taką. Chcę pojechać nad morze. Pamiętasz, jak marzyliśmy? Pić drinki, tańczyć pod gwiazdami. Zróbmy to teraz.

Chciał protestować, ale nie mógł. jeżeli to jej ostatnie marzenie spełni je.

Leszku, gdzieś się zgubiłeś? fala ochlapała go, wyrywając z zamyślenia. Kinga śmiała się. Chodź, wieczorem idziemy do restauracji z muzyką! Chcę tańczyć do upadłego!

Jesteś pewna? Może lepiej odpocząć? zapytał niepewnie, ale Kinga nie chciała słuchać o chorobie.

Leszku, żyję i chcę żyć! powiedziała stanowczo. Obiecaj, iż nie będziesz mnie żegnać przed czasem.

Obiecuję szepnął, a oni przytulili się w w

Idź do oryginalnego materiału